Page 190 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 190
Wciąż jest napięta i niewolna od troski. Kręci przecząco głową.
– To nie przyjaciel, tylko przyjaciółka, nie żaden towarzysz ani towarzyszka.
Nie rozumiem, po co przyszliście mnie szukać, towarzyszu Cimerman.
On szczerzy się w niewydarzonym uśmiechu. Wygląda, jakby cała twarz mu
się rozpływała.
– Coś mnie naszło, żeby wpaść do was na szklaneczkę herbaty.
– Jak… jak to?
– A tak mnie naszło. Mam wolny wieczór. Nie było was w domu, więc posta-
nowiłem przyjść tutaj i na was poczekać. Lubię jeździć tramwajem. Pozwala mi
to oderwać się od wszystkiego na krótki czas. Mogę w spokoju zebrać myśli.
– Ale w taką podłą pogodę? Nie powinniście tak się uganiać po tym, co
ostatnio przeszliście.
Anton Cimerman został niedawno wybrany do rady miejskiej i kilka tygodni
temu, w drodze do domu z posiedzenia, napadła go banda endeków. Stał się
popularnym obiektem ich judofobii.
– Nie uganiam się. Oto siedzę koło was – powiada i ujmując mokry frędzel
chusty Binele, owija go dla żartu wokół palca.
Dobrze wygląda. Jego lśniące policzki są jeszcze bardziej czerwone z zimna. Wy-
gląda zdrowo. Ma tę wyjątkową zdolność powrotu do pełni sił po każdej chorobie, po
wszelkich tarapatach; a on zdaje się mieć skłonność do rozmaitych tarapatów. Gdy
Binele ogląda go teraz, jej oczy wypełniają topniejące płatki śniegu, które spływają
z jej brwi. Zdaje się, że to łzy kapią jej z oczu. Jest bardzo podekscytowana, a nie
wie dlaczego. Żeby podnieść się z tego ponurego nastroju, odzywa się:
– Może byście mi pomogli i udzielili rady w związku z problemem, jaki mam.
– Rady łatwo dawać. – Jego krzywy uśmiech się wyostrza.
– Towarzyszu Cimerman, proszę nie robić sobie żartów. To jest bardzo na
poważnie.
– Przepraszam.
– Chcę was zapytać… może znacie na przykład porządnego młodego czło-
wieka, koło trzydziestki lub nawet czterdziestki, przyzwoitego mężczyznę, który
kroczy prostą drogą i chciałby się ożenić…
Unosi brwi zdziwiony.
– Nie zamierzacie, broń Boże, rozwodzić się z waszym mężem?
Ona patrzy na niego z podobnym zdziwieniem.
– Kto? Ja? Co was naszło, towarzyszu Cimerman? Jak taka rzecz mogła wam
przyjść do głowy? Ja i Jankew mielibyśmy się rozwodzić? Nigdy w życiu, towa-
rzyszu Cimerman! Ale muszę znaleźć przyzwoitego, porządnego człowieka dla
kogo innego. Dla Cypory, mojej przyjaciółki, która siedzi w więzieniu. Pamiętacie
ją może z mojego ślubu.
– Spojrzę do mojego notesiku, gdzie kojarzę pary, i dam wam znać.
Ona wyciera sobie twarz brzegiem chusty, wyciągając frędzle spomiędzy
188 jego palców.