Page 185 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 185

Gdy już napisała w myślach do Abraszy, wyjęła spod poduszki ołówek i papier,
             po czym zabrała się za pisanie pierwszego listu z lazaretu.

                Drogi Abraszo!
                Powoli wychodzę z tyfusu. Bardzo się o Ciebie martwię. Dlaczego sam nie
             piszesz liścików na brązowym kawałku papieru? Od tej chwili będę pisać do
             Ciebie tak często, jak to tylko możliwe.
                Dlaczego w listach nie wspominasz o moim ojcu i innych mężczyznach?
             Czy nie byłeś z nimi w kacecie? W jakim byłeś obozie? Kiedy oddzielono Cię od
             pozostałych? Balcia i Malka otrzymały informację, z której wynika, że ojciec
             i pozostali żyli jeszcze dwa miesiące temu. Abraszo, czy możemy mieć nadzieję?
             Balcia (już nie nazywam jej mamusią, chociaż inne dziewczyny z obozu wciąż
             tak się do niej zwracają) i Malka przesyłają Ci pozdrowienia. Balcia ma nadzieję,
             że nie tylko Gabi przeżył, ale i Wowa. Jeśli chodzi o Wowę, to śmiesznym jest
             tak bardzo w to wierzyć, chociaż wiem, że to naturalne. Ja też żywię podobną
             nadzieję, jeśli chodzi o wszystkich członków mojej rodziny.
                Sorka Fidler wciąż jest bardzo chora. Przebywa w innym baraku lazaretu.
             Ślę Ci najserdeczniejsze pozdrowienia i życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
             Z niecierpliwością czekam na wieści od Ciebie. Proszę, napisz coś więcej.

                                                                      Z miłością,
                                                                    Twoja Miriam

                Zaraz po zakończeniu wróciła do pisania do niego w myślach.

                                              *

                Piszę listy do Ciebie, Abraszo, przez całe moje życie, poczynając od czasów
             przedszkola, kiedy jeszcze nie znałam liter, a Ty jeszcze dla mnie nie istniałeś.
                Na ścianie narożnego domu przy Nowomiejskiej wisiała skrzynka pomalowana
             na czerwono z napisem „Poczta Polska”, którego jeszcze nie potrafiłam przeczytać.
             Wierka opowiedziała mi, że ludzie, którzy są od siebie daleko i mieszkają w różnych
             miastach, pisują listy. Wrzucają je do tej czerwonej skrzynki na rogu, a stamtąd
             wpadają one do niewidzialnego podziemnego tunelu, przez który dostają się do
             listonoszy w innych miastach, a oni roznoszą je do tych, którzy na nie czekają.
                Poprosiłam mamę o kawałek papieru i nie przeszkadzało mi to, że dała mi
             połowę strony starej gazety „Folkscajtung”. Pocięłam ją na wiele kawałków, aby
             mieć wiele listów. Wzięłam pomarańczową kredkę, którą dostałam w prezencie
             od Sorki Fidler, i zabrałam się za pisanie kilku listów do Doktora Bum-Buma
             w Nibylandii. W listach wyznałam mu, że chciałabym go odwiedzić i nauczyć się
             pływać w rzece Sambation, nad brzegami której mieszkają wiecznie szczęśliwi
             Czerwoni Żydzi. Opowiedziałam mu również, że tamtego poranka słyszałam, jak   183
   180   181   182   183   184   185   186   187   188   189   190