Page 19 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 19

obraz tamtej… mojej. Jak bardzo, jak bezlitośnie rani mnie ta obca kobieta swoimi
             nieustannymi próbami zadośćuczynienia za grzech bycia ocalałą matką Malki,
             nie moją. A przez to jedynie czyni wyraźniejszym, ostrzejszym obraz tamtej,
             z której krwi i ciała powstałam. Gdyby choć zachowywała się z odrobinę większą
             rezerwą i przestała się do mnie przymilać. Jaki sens ma obnoszenie się dniami
             i nocami z obrazem matki, która zniknęła? Już tylko od tego można przecież
             oszaleć, popaść w gorączkę jak ja teraz.
                W obozie koncentracyjnym, widzisz, było łatwiej. Tam przeszłość była wycię-
             ta z pamięci niczym nożem. Chloroform zapomnienia. Jak najmniej czuć rany,
             odcięte członki. Tam litowanie się nad samą sobą było luksusem, na który nie
             można było sobie pozwolić, ponieważ groziło to złamaniem woli przetrwania,
             która sięgała rdzenia kręgowego i kości. Tam wyrok przyjmowano ze stoickim
             spokojem. Ale teraz będę musiała coś z tym zrobić. Przede wszystkim muszę
             zaprzestać nazywania Balci „mamusią”. Już samo to pachnie zdradą wobec
             tamtej, mojej. Albo w ogóle odejdę od niej i od Malki. Będę sama. Może wówczas
             będę się mniej czuła sierotą – jak sądzisz?

                W nocy poczuła, że ktoś okrywa ją dodatkowym kocem. Czyjaś dłoń
             dotknęła jej czoła. Wiedziała, czyja to ręka, ale była zbyt zmęczona, aby
             przepłoszyć iluzję – chociaż dłoń jej własnej matki była czulsza, bardziej
             kojąca.
                Przyszło jej do głowy, że tak jest może lepiej. Lepiej mieć tutaj „mamusię”, to
             oszczędzało trosk jej własnej matce. Trosk? Dlaczego? Matka przecież byłaby
             szczęśliwa. Bagatela! Miriam, ta zamyślona królewna, jak nazywali ją mama
             i dzieci w szkole; ta „obecna-nieprzytomna”, jak mówiła o niej Wierka; ta głucha
             i otumaniona, jak szydził z niej Noniek; ta najbardziej roztrzepana ze wszystkich
             Polinów, jak dobrodusznie śmiał się z niej ojciec. Ona, najbardziej bezradna z nich
             wszystkich – ocalała z płomieni.
                Ocalała? Kłamstwo! Ogień wciąż płonie. Ona, Miriam, płonie.

                                              *

                Dni nadchodziły i przemijały. Wyzwolone kobiety nie wiedziały, ile czasu minęło
             od dnia, kiedy zostały przeprowadzone z kacetu  do byłych koszar SS-manów.
                                                     15
             Nie miały poczucia czasu. Czuły natomiast, że tkwią w pustej przestrzeni, w czymś
             na kształt gołej pustki, która wniknęła do ludzkiej historii, w której nie istnieje
             czas i nie ma przeszłości, ani przyszłości.




             15   Kacet – od niemieckiego skrótu: KZ (Konzentrationslager) – potoczne określenie obozu koncen-
                tracyjnego.                                                        17
   14   15   16   17   18   19   20   21   22   23   24