Page 17 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 17
na czubkach palców, tańcząc w dziwnym balecie. Czyja to choreografia? Czyja
muzyka? Nigdy nie słyszana, a jednak znajoma. Nic nie rozumiem. Odzwycza-
iłam się od ołówków, baletek. Rozpoznaję tylko jeden ołówek – ten najpierwszy,
wciśnięty pomiędzy palce mojej prawej dłoni przez ojca, kiedy byłam jeszcze
niewielkim skrzatem.
Siedziałam na jego kolanach przy stole. Jego silna, ciepła ręka obejmowała
moją jak tancerz obejmuje tancerkę w pasie. Jego szerokie ramiona podtrzy-
mywały moją głowę, ciepły oddech gładził mi policzki, i tak oboje wytańczyliśmy
czubkiem ołówka ciepłe kreski na papierze, kombinacje liter. Słowa, mające
w sobie jasność, które śpiewały: tata… mama. Mama gotowała kluski z groszkiem
i kompot jabłkowy z cynamonem, który wypełniał swoim zapachem cały dom.
Abraszo, pamiętasz, że w getcie mama powłóczyła nogami jak dzisiaj Balcia.
Ojciec nie mógł tego znieść, więc mruczał: „Przestań szurać”. Ale było to wówczas,
gdy ojcu i matce wydawało się, że się już nie kochają; gdy przeczucie rozstania
uczyniło ich jasnowidzami i po prostu bali się kochać siebie zbyt mocno. Wtedy
byli raczej dziećmi – moimi i mojej siostry Wierki, nie zaś rodzicami. Spoglądali
na nas jak na boginie i pożądliwie połykali nasz optymizm oraz słowa zaślepione
młodością.
Ja jednak mam na myśli to, co zdarzyło się o wiele wcześniej. Wówczas moi
rodzice zapisali mnie, ośmioletnią pieszczochę, do szkoły baletowej prowadzonej
przez nauczycielkę światowej sławy, pannę Felicję Markiewicz . Dwa lata póź-
14
niej, w pewne sobotnie popołudnie, mama wystroiła się w kapelusz z piórkiem,
tata założył czerwony krawat, a na buty wdział getry, po czym oboje udali się
do szkoły tańca, aby podziwiać, jak oddalam się od nich tanecznym krokiem na
czubkach palców i podwojona odpływam wzdłuż pokrytej lustrami ściany niczym
na czubku dobrze zaostrzonego ołówka.
Ściana lustrzana podążała za mną, a w drodze do domu odbijały się w niej
podwojone słowa ojca, który rzekł: „Szkoda, że ludzie nie mogą fruwać. Ale taniec
to prawie jak latanie”.
Tak, ta lustrzana ściana później ze mną wędrowała, Abraszo. Aż pękła,
a wszystko, co się w niej potem odbijało, było milionkrotnie spotęgowanym
kłamstwem. Więc widzisz, dlatego nie rani mnie to, gdy dzisiaj patrzę na nią
i przypominam sobie, czego nigdy nie było, a co pamięć – ta oszustka – w sobie
odbija. Broń Boże, nie rani mnie fakt, że te rozproszone odpryski kłują w oczy
i palą w każdej komórce ciała. Zanim usłyszałam, że żyjesz, nie miałam odwagi,
nie śmiałam pozwolić sobie na taki luksus. Lepiej było nie zbliżać się, nie dotykać.
Ale z Tobą się nie boję.
14 W międzywojennej Łodzi było kilka prywatnych szkół tańca, nie udało się ustalić, czy faktycznie
istniała szkoła baletowa Felicji Markiewicz. 15