Page 183 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 183
niewrażliwej nodze, nieustannie się o nią martwiąc. Brzydziła się siebie, była
chora i zmęczona sobą i swoimi bezsensownymi myślami, które ją prześladowały.
Modliła się, aby jej współmieszkanki, które tak w ogóle były bardzo miłe, spędziły
z nią trochę czasu. Chciała się dowiedzieć o nich wielu rzeczy. Próbowała je
wypytywać, ale one zawsze były zbyt zajęte, aby odpowiedzieć więcej niż kilko-
ma słowami. Pragnęła, aby dziewczyny z innych pokojów przychodziły częściej,
chociaż rozmowy z nimi sprawiały jej ból. Myślała o tym, aby w końcu napisać
list do Abraszy.
Miała teraz kawałek własnego ołówka, a także kilka pustych kartek papieru.
Przyniósł je węgierski ordynans. Nie było wątpliwości, że patrzy na nią zakochanymi
oczyma – jaka to z niej piękność! Marusia i Aniela nieustannie wyśmiewały się
z niego, obchodząc się z nim jak z psem. Miały rację. Był nazistowskim kundlem,
wojennym jeńcem. Wielu Węgrów było nazistami. Cały ich batalion stacjonował
niedaleko obozu w Bergen-Belsen. W ostatnich dniach przed wyzwoleniem, gdy
SS-mani uciekli, Węgrzy przejęli władzę nad obozem.
Węgierski ordynans przyniósł Miriam również małe lusterko. Aby Sancta Ma-
donna o zielonych oczach mogła odkryć przyczynę jego rapsodycznej wierności,
aby sama zobaczyła, jak pociągająca jest jej żółta, pomarszczona twarz i żółta
czaszka, która prześwituje przez jej odrastające, krótkie, jasne włosy.
Godzinami wpatrywała się w lusterko, pytając samą siebie, czyją twarz w nim
widzi. Krótkie włosy, które pojawiły się na czaszce, zanim umieszczono ją w laza-
recie, przypominały świńską szczecinę. Teraz wydało się jej, że odrastające włosy
stają się ciemniejsze od tych, które miała kiedyś. Miały odcień miedzi. Zdawało
się jej, że załamują się na końcach. Kiedy je dotykała, podziwiała ich miękkość
i elastyczność, zupełnie inną od świńskiej szczeciny. Może w ogóle zmienią kolor
i staną się tak brązowe i miękkie jak włosy Wierki? Studiowała swoje rysy. Czy
są jej własne? Ledwo się rozpoznawała. Jeśli ona to Miriam, to dlaczego wygląda
tak, jak wyglądałaby Wierka po obozie i tyfusie? I czyje są te wszystkie dziwne
myśli, te wszystkie halucynacje? Skąd ma wiedzieć, kim jest naprawdę? Kto może
zaświadczyć o jej autentyczności? Balcia, Malka, Sorka, Abrasza? Tak, to właściwe
osoby, które mogą ją doprowadzić do niej samej. Ale jak one mają to uczynić, jeśli
w środku, w sobie, czuje, że jest Wierką? Może tak naprawdę to Miriam zginęła
i teraz Wierka patrzy na swoje odbicie w lusterku?
Kiedy ujrzała w lusterku swoje pomarszczone oblicze, twarz starej żebracz-
ki, przypomniał się jej wysoki SS-man, fanatyczny wróg Żydów. Miała okazję
poznać go podczas „wspaniałych wakacji” w obozie koncentracyjnym Hummel.
Był jej towarzyszem w drodze, kiedy szła w kolumnie, piąta w rzędzie, na pla-
cówkę, gdzie pracowały. Podczas marszu o piątej rano znajdował przyjemność
w dyskutowaniu z nią o kwestii żydowskiej. Podczas jednej z takich ożywionych
rozmów zapytał nagle, ile ona ma lat. Posłusznie odpowiedziała, że dwadzieścia
jeden. Wybuchnął głośnym śmiechem, którego echo wciąż jeszcze rozbrzmiewa
w jej uszach. Aż do dnia, w którym się z nią pożegnał, odprowadziwszy ją i inne 181