Page 180 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 180
Zastanawiała się, czy gdyby rodzice i nauczyciele bardziej uświadamiali sobie,
że są dla dziecka ważnymi osobami, które wypełniają skarbiec jego pamięci
obrazami i symbolami, że mogą dołożyć do osobistej mitologii dorastającego
człowieka łagodne, uzdrawiające elementy, a tym samym osłodzić istnienie do-
rosłemu – byłoby może mniej ludzi, których ciągnie do wojny i śmierci? Binele, jej
matka – rozmyślała Miriam – pojmowała to intuicyjnie. To prawda, nie wszystkie
chwile jej życia z mamą były dobre, kojące. Czasami dobre intencje spełzają na
niczym, zakłócone tym, co w środku albo na zewnątrz człowieka. Ale tęsknotę
Miriam do matki przenikały kojąca czułość i niepowtarzalna miłość, sięgając
głębiej niż ból po jej utracie.
Zwykle, kiedy doktor Vanderhaeghe robił swoje dodatkowe, wieczorne rundy,
nigdy się nie spieszył, a wręcz przeciwnie. Również tym razem wędrował tu i tam,
bawiąc się okularami, i próbował wykorzystać fakt, że jest sam w pokoju z Miriam,
aby ją zachęcić do opowiadania o sobie. Ale ostatnio ona nie chciała o tym słyszeć.
– Po co? Nie widzę żadnego sensu w opowiadaniu – odpowiedziała zła. – Nie
mam już halucynacji.
– Ale to ważne, abyś mówiła – nalegał. – Jeśli przestaniesz mówić, to kto
o tym opowie? Jeśli nikt nie będzie pamiętał, to wówczas diabelskie dzieło znisz-
czenia będzie wykonane w dwójnasób. W końcu wy, ocalałe, jesteście jedynymi
nosicielkami tego świata, którego już nie ma.
– Doktorze, proszę pana, aby nie obarczał nas pan taką misją. – Złościła się
na niego. – Ledwo żyjemy.
Powiedział ledwo dosłyszalnym głosem:
– Nie jestem w stanie ci powiedzieć, jak bardzo żałuję, że wiem tak mało
o tym wszystkim i że nie mogę wam pomóc nieść tego ciężaru pamięci.
Miriam niecierpliwie wzruszyła ramionami.
– Moje milczenie nie oznacza, że chcę zapomnieć. Ale jeśli mówić, to tylko
my, pozostałe przy życiu, musimy rozmawiać o tym dzisiaj.
– Jasne. – Uśmiechnął się krzywo. – Co zatem robisz, opowiadając mi o swoim
dzieciństwie?
– Co robię? Nic. To odświeżające, więc o nim opowiadam.
– Próbujesz dopasować je do swojego życia, aby zrobić miejsce dla teraźniej-
szości. Sama mi to kiedyś powiedziałaś.
Miriam nagle zmieniła temat.
– Panie doktorze, proszę mi powiedzieć – zapytała zaczepnie – jak długo
będzie trwał mój szalony głód? Wyprowadza mnie z równowagi.
– Doskonale! – zawołał i zbliżył się do jej pryczy. – Porządny głód po tyfusie
jest znakiem twojego powrotu do zdrowia.
– Tak? To kiedy w końcu mnie wypuścicie z tego lazaretowego więzienia?
– To jeszcze trochę potrwa. Zakładaliśmy, że szybciej wrócisz do sił. Ale, jak
178 sama widzisz, jesteś jeszcze zbyt słaba nawet na to, aby zejść z pryczy.