Page 178 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 178

trafiła do obozu. To zgadnijcie, co nasz mądry doktor sobie umyślił. Według niego
           wygląd jego matki, jaki przedstawiła mu owa kobieta, nie zgadza się z tym, co
           on pamięta. – Julia mrugnęła szyderczo do Miriam. – Mówi, że jego matka nie
           była siwa, jak twierdziła tamta Belgijka, lecz że była brunetką. I że to ona była
           tą drugą, która ocalała z selekcji.
             Czesia pokiwała głową.
             – Robi tyle hałasu o swoją matkę, jakby ją jedną posłali do pieca.
             Julia obdarzyła Miriam podejrzliwym uśmieszkiem.
             – A co ty jesteś taka jego ciekawa? Ja go unikam jak nieszczęścia. Wkurza
           mnie tymi swoimi głupimi pytaniami. Pielęgniarka powiedziała mi, że on woli
           pracować w nocy niż za dnia, bo wtedy może się przysłuchiwać kobietom, które
           mówią przez sen i tym, które mają halucynacje. Albo spędza noce z tymi, które
           nie mogą zasnąć. Musi mieć chorą satysfakcję, przysłuchując się naszym hi-
           storiom – perwersyjną, pornograficzną satysfakcję. Pielęgniarka powiedziała mi
           w wielkiej tajemnicy, że jest pod opieką psychiatry, bo nie daje sobie rady z pracą.
           Prawdopodobnie go odeślą. Już dawno powinni to zrobić. My same jesteśmy
           nieco zwariowane, więc opieka lekarza wariata nie przyniesie niczego dobrego.
             Miriam poczuła się głęboko urażona, choć sama nie wiedziała dlaczego.
             – To po co opowiadasz to wszystkim, skoro pielęgniarka powiedziała ci o tym
           w sekrecie? – zapytała Julię z wyrzutem. Ale zaraz dodała: – Ja też go nie lubię.
           Ostatnim razem, kiedy tu był, zapytał mnie, kiedy widziałam trupa po raz pierwszy
           w życiu. Opowiedziałam mu o martwym chłopaku, którego widziałam, gdy miałam
           jakieś cztery lata. Kiedy zdradziłam mu, że nie zrobiło to na mnie wrażenia, nie
           uwierzył mi. Kiedy powiedziałam, że stosy trupów, w sąsiedztwie których żyłyśmy
           w Bergen-Belsen, też nie robiły na mnie wrażenia, pokręcił głową. Musiałam mu
           wytłumaczyć, że moja obojętność w pierwszym przypadku wzięła się z braku
           wiedzy o śmierci, a w drugim – z oswojenia z nią. Ale on tego nie pojmował. „To
           dlaczego pamiętasz tak dokładnie tego martwego chłopaka?”, zapytał. „I czy
           sądzisz, że kiedyś zapomnisz te stosy trupów z Bergen-Belsen? Twoja pozorna
           obojętność to próba obrony przed traumą”. Może ma rację. To przecież oczywiste.
           Jako dziecko budziłam się ze snu z płaczem, że nie chcę umierać.
             Tak rozwijała się rozmowa Miriam i jej gości na temat obozu koncentracyjnego.
           Ale w tym miejscu Miriam powiedziała:
             – To nasze gadanie trywializuje i deformuje wszystko. Odczuwam to jako
           rodzaj znieważenia.
             Julia się z nią zgodziła:
             – Też podobnie się czuję, gdy tylko otworzę usta. Ale chce się o tym mówić…
           bez końca.
             – Tak, chce się – odezwała się Czesia. – Słowa same wychodzą z ust…
           – Zagryzła wargi.
             Julia poklepała ją po ramieniu.
    176      – Z drugiej strony musimy się wygadać. To konieczne… bo w innym przypadku
   173   174   175   176   177   178   179   180   181   182   183