Page 177 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 177

Druga z nich, Genia, choć młodsza od Czesi, wyglądała tak samo staro jak
             tamta. Była najchudsza i najmniejsza z nich. W Auschwitz straciła całą rodzinę,
             a sama cudem wyszła cało z selekcji. Genia nie tylko przeszła tyfus. W Bergen-
             -Belsen, w dniu wyzwolenia, również ociemniała. Nagle straciła wzrok, by odzy-
             skać go stosunkowo niedawno. Lekarze stwierdzili, że to musiała być ślepota
             na tle nerwowym, chociaż nikt nie sądził, że coś takiego może się przydarzyć.
             Wydawało się raczej, że Genia obawia się patrzeć na wolny świat, na którym
             zabrakło wszystkich jej bliskich.
                Trzecią kobietą była Julia, młoda nauczycielka historii, która kiedyś uczyła
             Miriam w gimnazjum. Miriam była z nią w konflikcie. „Historyczna” dyscyplina
             uczenia się na pamięć przyczyn wojen i ich skutków często kłóciła się z przedwo-
             jennym roztargnieniem dziewczyny. Nie miała cierpliwości wkuwać listy ważnych
             nazwisk, aksjomatów i formuł strategii i polityki. Ale w obozie koncentracyjnym
             przedwojenne relacji Miriam i Julii w ogóle się nie liczyły. Wystarczyło, że Malka
             była ulubioną uczennicą Julii. Tam sympatia przeniosła się na całą piątkę bliskich
             Malki. Podczas alarmów przeciwlotniczych na budowie w obozie Hummel fizycz-
             nie delikatna i niezwykle blada Julia zabawiała kobiety opowieściami o swoich
             podróżach po Europie, a kacetniczki przysłuchiwały się temu z otwartymi usta-
             mi. W obozie Julia szybko pozbyła się swojej przedwojennej, arystokratycznej
             mentalności i dobrych manier oraz subtelnej, eleganckiej polszczyzny. Przez
             jedną noc przyswoiła surowy obozowy żargon. Zadziwiające, jak bez mrugnięcia
             okiem zaczęła posługiwać się tym nowo nabytym słownictwem, które w ogóle
             nie pasowało do jej natury i brzmiało w jej ustach groteskowo. Teraz pokonała
             już tyfus, ale wciąż jeszcze miała podwyższoną temperaturę, dlatego trzymano
             ją w lazarecie.
                Na widok węgierskiego ordynansa, który sprzątał w pokoju, wszystkie trzy
             kobiety zaczęły chichotać, mrugając do Miriam roześmianymi oczyma. Czesia,
             najstarsza z nich, rzuciła, aby rozweselić Miriam:
                – Sądząc po tym, jak ten Węgier wpatruje się w ciebie, musi być bardzo
             zakochany, Miriam.
                Miriam wzruszyła ramionami.
                – Co w tym dziwnego? Czy na świecie jest druga taka piękność jak ja?
                Węgier, czując na sobie spojrzenia kobiet, wskazał na Miriam i rzekł:
                – Madonna… Madonna della sedia. – I wyszedł z pokoju.
                Miriam nalegała, aby kobiety podzieliły się nią plotkami o doktorze Vander-
             haeghe. Wiele o nim wiedziały, więcej niż ona.
                – Co chcesz usłyszeć? – zapytała Genia. – Że jest Żydem, to wiesz. Że wciąż
             jeszcze szuka wśród nas swojej matki, chociaż wie, że nie przeżyła, też wiesz.
                Ale wówczas odezwała się Julia:
                – Mówią, że spotkał kobietę z Belgii, która widziała jego matkę z jeszcze
             jedną Belgijką na rampie kolejowej w Auschwitz. Ta kobieta powiedziała mu,
             że jego matka poszła do pieca zaraz po pierwszej selekcji, a ta druga kobieta   175
   172   173   174   175   176   177   178   179   180   181   182