Page 172 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 172
– Ludzie są jak zwierzęta – zaczyna niepewnie. – Ludzie są jak wszystko, co
żyje… co się rodzi… – Czuje się bardzo niepewnie. Po minucie wahania konty-
nuuje: – Wszystko, co się rodzi, żyje i staje się coraz starsze, aż jest takie stare
i zniszczone, że umiera.
Dobrze. To mogę zrozumieć. Ale co ojciec ma na myśli, mówiąc „umiera”? Czy
znaczenie tego słowa jest inne w jego rozumieniu niż w moim? A do tego Wierka
nie zgadza się z nim z zupełnie innego powodu. Przerywa mu w pół zdania:
– Ale tato, ten chłopak nie był stary.
– Ten chłopiec został zabity – potakuje Jankew.
– A widzisz! – wykrzykuję triumfalnie, przekonana, że słowa „został zabity”
oznaczają potwierdzenie mojego stanowiska. – Ten chłopak nie umalł, ale został
zamoldowany!
Wierka wybucha śmiechem:
– Ale z ciebie głuptas! Kiedy ktoś zostaje zabity, to jest martwy. Powiedz
jej, tato!
Jankew musi się zgodzić.
– Zabić czy zamordować oznacza, że ktoś pozbawia człowieka życia. – Od
razu czyni też uwagę dydaktyczną: – Dlatego nie wolno zabijać. Wszystko, co
żyje, ma prawo przeżyć życie do końca.
Nie mam pojęcia, czego ojciec chce ode mnie. Co rozumie, mówiąc „do
końca”? I co znaczy „pozbawić kogoś życia”? Czym jest „życie”, że można
je komuś zabrać? Czy to coś ukrytego w ciele, co można wyjąć? To gdzie ta
rzecz jest ukryta? Muszę przecież wiedzieć, gdzie we mnie jest ukryte moje
własne życie, żeby nikt nie mógł go ze mnie wyjąć. Dlaczego nie wiem? Dla-
czego nikt mi tego nie powiedział? A może w ogóle nie kryje się we mnie
żadne życie? A poza tym co ojciec ma na myśli, mówiąc tak poważnie to,
co powiedział?
Binele obserwuje mnie i moje zakłopotanie, po czym wybucha fałszywym
śmiechem.
– Jankewie, może przestaniesz męczyć dziecko swoją filozofią? Nie widzisz,
że robisz jej bałagan w głowie? – Przytula mnie: – Gdy będziesz mieć tyle lat co
Wierka, Miriamko, sama to wszystko zrozumiesz.
Zdanie „Gdy będziesz mieć tyle lat co Wierka” słyszę nie po raz pierwszy.
Ale teraz nie zwracam na nie uwagi. Bo w tej chwili nagle coś rozbłyska w mojej
głowie – coś ostrego, dewastującego. W tej chwili pojmuję, że matka zataiła
przede mną prawdę, o której – nagle zdaję sobie z tego sprawę – zawsze
miałam jakieś mgliste pojęcie: prawdę przysypaną piaskiem. Więc krzyczę, nie
posiadając się z rozpaczy:
– Ale ja nie umlę! Ja przecież nie mam życia, któle jest we mnie schowane!
Teraz śmieją się wszyscy troje.
– Ależ umrzesz! – Wierka drażni się ze mną. – Masz w sobie życie, bo oddy-
170 chasz. Kiedy człowiek nie oddycha, to nie ma w sobie życia i jest martwy.