Page 149 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 149

pyta, w jakim wieku są jej pociechy. Pogodnie, z niezapomnianą serdecznością
             obiecuje, że kiedy dzieciaki będą gotowe rozpocząć naukę, to szkoła już będzie
             miała własny budynek.

                                              *

                Jest jeszcze jedna osoba, która po pamiętnym pierwszym maja wkracza
             w życie Jankewa i Binele, chociaż oni niemal nie zdają sobie z tego sprawy – to
             towarzyszka Hanka. Zbliżenie szybciej pojawia się w jej sercu aniżeli w ich. Kobieta
             bardzo przeżyła maszerowanie w pochodzie obok Jankewa, a potem zamieszki
             i chwile paniki, a także obecność Jankewa w jej pokoju, gdzie zajmowała się jego
             zranionym policzkiem. Fakt, że to właśnie ona zajęła się nim, a nie Binele, nabrał
             dla niej głębokiego symbolicznego znaczenia. Nie może zapomnieć rozmowy,
             którą wówczas odbyła z nim w swoim mieszkaniu.
                Ale to, co ma znaczenie dla Hanki, nie jest ważne dla Jankewa. Mężczyzna
             pozostaje z nią na tym samym poziomie koleżeństwa co zawsze. Jest nieczuły na
             jej kobiecy urok. Rzecz jasna, czuje wdzięczność za okazanie mu troski i zajęcie
             się jego skaleczonym policzkiem. W ogóle jego podziw dla niej wzrósł. Nie straciła
             głowy w czasie zamieszek, jasno orientowała się w sytuacji na ulicy i zachowała
             się jak wypróbowany weteran. Była mniej zdenerwowana niż on sam. Poza tym
             zrobiła na nim wielkie wrażenie, zabierając go do domu pełnego książek, gdzie
             – jak nigdy wcześniej – zmieniła temat rozmowy. Zamiast porozmawiać z nim
             o bieżącym wydarzeniu, wygłosiła monolog o sobie, który niewiele miał wspólnego
             z tym, co oboje właśnie przeżyli.
                Mówiła ze zdumiewającą szczerością. Zauważył, że gdy przemywała mu ranę
             na policzku, unikała jego spojrzenia, a jej ruchy stały się nieco niezdarne – jak-
             by się go fizycznie wstydziła, podczas gdy w rozmowie była taka spontaniczna
             i otwarta. Nie miał nastroju, by się pilnie przysłuchiwać jej słowom. Był roztrzę-
             siony i załamany tym, co się wydarzyło na ulicy, a ponadto martwił się o Binele.
             Czekał na odpowiedni moment, aby wstać z sofy, na której go posadziła, i iść
             do domu.
                – Macie jeszcze dziś przygotować przemówienie na spotkanie majowe, tak?
             –przypomniał jej, jakby chciał ją przywołać do porządku. – Mam nadzieję, że nie
             będzie to dla was zbyt trudne…
                – Nic w życiu nie przyszło mi łatwo, towarzyszu Polin – odpowiedziała mu
             wówczas. – Nawet studiowanie. Moi majętni i fanatycznie pobożni rodzice
             zdecydowanie sprzeciwiali się temu, bym się poświęciła studiowaniu świeckich
             przedmiotów, podobnie jak wcześniej nie pozwolili mi zagłębiać się w sprawy
             religijne. Chcieli tylko, abym wyszła za mąż, przyczyniając się do przedłużenia
             bytu rodziny i żydowskiego narodu. Aż uciekłam z domu. A to, widzicie, było
             dla mnie o wiele trudniejsze niż wszystko pozostałe. Bo, między nami mówiąc,
             towarzyszu Polin, bardzo ich kocham.                                  147
   144   145   146   147   148   149   150   151   152   153   154