Page 111 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 111

rękę z brzucha i wyciąga w jego kierunku. Mężczyzna ujmuje jej dłoń i trzyma
             ją tak długo w swojej, aż ona nie ma już wątpliwości, że jej nie puści, zanim nie
             uczyni tego, co pół godziny temu na scenie uczynił Desdemonie.
                – Widzisz, co tutaj noszę? – próbuje go zmiękczyć, pokazując palcem drugiej
             ręki swój brzuch. Patrzy na niego spojrzeniem pełnym błagania o litość, takim
             samym jak Desdemona, kiedy prosiła Otella, by jej darował życie.
                – Wszystkiego najlepszego! – odpowiada Mojsze deklamatorsko i ściska jej
             dłoń. W końcu ją puszcza i przybiera pozę dumnego, lecz nieco mniej strasznego
             Otella.
                Wówczas ona zadaje mu ważne pytanie:
                – Wybaczyłeś mi, Mojsze?
                On zastyga na krześle w teatralnej pozie. Jego oczy stają się na chwilę ocza-
             mi prawdziwego Mojszego, choć ich spojrzenie jest nieco głębsze. I ono jeszcze
             bardziej ją rani niż wcześniejsze spojrzenie Otella. Tak łatwo wyczytać z jego oczu
             cierpienia, których mu przysporzyła. Mężczyzna wzrusza ramionami.
                – Nie wiem, czy ci wybaczyłem. To zależy od roli, którą gram na scenie, i tego,
             jak ją odgrywam. Byłbym pewnie jeszcze lepszym Otellem, gdybyś za mnie wyszła.
                – Nie ma lepszego Otella… – Binele udaje, że się nie zorientowała, do czego
             aluzje czyni Mojsze.
                – A ty przyszłaś cieszyć się moim losem i oglądać mnie w roli człowieka, który
             z zazdrości traci zmysły?
                – Mojsze – Binele wchodzi mu w słowo – nie mówmy o teatrze, lecz o życiu.
             Chciałabym wiedzieć, czy mi naprawdę wybaczyłeś.
                – A co to za różnica? To jedno i to samo. Życie jest sceną, jak powiedział
             wielki Szekspir.
                – Ale ja myślę… sądzę… Ożeniłeś się już?
                – O tak, wiele razy.
                – Mówisz o scenie…
                – Oj, Binele, zapomniałaś już, co ci kiedyś powiedziałem na temat sztuki? Że
             sztuka jest zazdrosną muzą, jeszcze bardziej zazdrosną niż Otello.

                W tym czasie Jankew stoi na dole w sali, która powoli się wyludnia. Obserwuje
             tłum, który zmierza ku wyjściu. Wie, że Binele poszła zobaczyć się z byłym narze-
             czonym. Zaczyna się w nim budzić zazdrość. Czuje smak tamtego dnia, tamtej
             chwili, kiedy przed laty zatrzymał na ulicy zaręczonych Binele i Mojszego, aby
             usłyszeć z jej ust, że ich miłość – miłość jej i Jankewa – zgasła na zawsze. I teraz
             opada go takie właśnie uczucie upokorzenia, rodzaj instynktownej pewności,
             że Binele nigdy nie będzie w pełni jego, że nigdy nie stanie się jego własnością,
             że mimo ogromnej wierności i wielkiej miłości nigdy nie zdoła mocniej przywią-
             zać jej do siebie. Bo dla niej wolność nie jest jakimś abstrakcyjnym pojęciem.
             Wolność to część jej natury. Nie przemoże tego żaden rodzaj zniewolenia – ani
             z nienawiści, ani z miłości.                                         109
   106   107   108   109   110   111   112   113   114   115   116