Page 115 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 115
nadęte wysiłkiem. Ostatnim skrawkiem świadomości i sił błaga małe bóstwo,
które wyślizguje się z jej brzucha na ziemię.
– Już jest! Już jest! – rozlega się śpiewny, piskliwy kobiecy głos.
– Już je-est! Już je-est! – Binele przełyka ślinę i śpiewa wraz z głosem, całą
siłą woli wypychając to nowe życie – aż do eksplozji.
Córka przybywa na czerwony dywan krwi, na belę towaru utkanego w tekstylnej
fabryce Moszkowicza. To prawdziwie proletariacka dziewczynka. Wydaje głośny,
piskliwy krzyk i bierze świat szturmem, jak przystało córce rewolucjonistów.
Kiedy Binele przychodzi nieco do siebie i otwiera oczy, dziewczynka leży na jej
płaskim brzuchu, a u wezgłowia stoi Jankew. Przy drzwiach, w drugim kącie pokoju,
stoi inny mężczyzna – właściciel, pan Moszkowicz, jej wróg klasowy i dobry anioł,
który trzymał ją za rękę w krytycznych momentach. Łzy wymieszane z potem palą jej
oczy, kiedy widzi Jankewa zbliżającego się do Moszkowicza i ściskającego mu dłoń
z wielką wdzięcznością. Właściciel zdaje się być bardzo przejęty tym, co się właśnie
wydarzyło w jego eleganckim gabinecie fabrycznym, jak i rolą, jaką sam odegrał
w tym dramacie narodzin. Nieustannie ociera pot z twarzy białą wykrochmaloną
chusteczką z monogramem. Posapuje, jakby sam przed chwilą urodził dziecko.
Binele, wciąż jeszcze ogłuszona i otumaniona, posyła mu uśmiech pełen
wdzięczności:
– Zawsze będę pamiętać o tym, co pan dla nas zrobił, panie Moszkowicz.
Wieczorem pan Moszkowicz wysyła Binele, Jankewa i noworodka do domu
taksówką. Po raz pierwszy w życiu młodzi rodzice jadą takim pojazdem. Siostra
Binele Rachela i Balcia Cederbojm, którym Jankew zdążył już przekazać dobrą
nowinę, czekają na nich przed bramą. Jankew i Zalman Fidler wraz z kilkoma
jeszcze osobami z Muzy wnoszą Binele i dziecko do facjatki – na stołku. Śmieszna
i wyczerpująca podróż. Na górze opiekę nad położnicą i maleństwem przejmują
Rachela i Balcia. Twarz siostry jaśnieje dumą, peruka na jej głowie przekręciła
się, a skarpety na nogach pozwijały w obwarzanki. Balcia jest od niej zdrowsza,
więc przejmuje dowodzenie. Zaraz też młoda mama leży w łóżku, a jej córka
wyleguje się po królewsku w szufladzie „garderoby”.
*
Od razu, bez namysłu, nazywają swoją córkę Wierką – na pamiątkę po Wie-
rze Figner. Wierka przyszła na świat z cienkim meszkiem brązowych włosów na
głowie, takich samych jak u Jankewa. Ma wielkie, niebieskie oczy, które szybko
stają się ciemnobrązowe o miodowym blasku, przypominając oczy ojca. To nie
przeszkadza, by od chwili narodzin stała się wyłączną własnością Binele, jakby
wkład Jankewa w jej istnienie w ogóle się nie liczył. 113