Page 61 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 61

robił interesy z jej właścicielami i był z nimi bardzo zaprzyjaźniony. Na
            początku wojny umówił się z nimi, że przechowają jego towary do chwili,
            kiedy będzie mógł je odebrać. Teraz jednak byliśmy uwięzieni w getcie,
            fabrykę skonfiskowano, i Tata wiedział już, że w dającej się przewidzieć
            przyszłości nie będzie w stanie zarabiać na życie. Uznał, że rozsądnie
            będzie sprzedać towary właścicielom niemieckich wykończalni za cenę,
            którą będą gotowi zapłacić.
               Brzmi to prosto, lecz w rzeczywistości było dość ryzykowne. Odwie-
            dzanie Taty w getcie było dla Niemców niebezpieczne. Wywiezienie
            go poza getto było nielegalne, w przypadku wpadki zostaliby aresz-
            towani, a Tata natychmiast skazany na śmierć. Aby plan się powiódł,
            trzeba było pokonać liczne przeszkody. Po pierwsze, musieliśmy uczy-
            nić Tatę „niewidzialnym”, gdyż nie miał przepustki upoważniającej
            go do wyjścia poza getto. Niemcy zamierzali przewieźć go elegancką
            dorożką, skulonego dyskretnie pomiędzy nimi. Musieli jednak przeje-
            chać przez przylegającą bezpośrednio do getta „ziemię niczyją”, utwo-
            rzoną po jego zamknięciu i pilnie obserwowaną. Wszelkie podejrzane
            osoby padały ofiarą nazistowskiej polityki „najpierw strzelaj, potem
            pytaj”.
               Byliśmy dziećmi i nie mieliśmy pojęcia, co się naprawdę dzieje, lecz
            wyczuwaliśmy, że jest to coś ryzykownego. Matka była zdenerwo-
            wana i niespokojna, rozmawiała z Tatą przyciszonym głosem. Usły-
            szeliśmy, jak pyta, czy naprawdę muszą wywozić go poza getto, żeby
            sprzedał tkaniny. Nie wiedzieliśmy, kiedy Tata wróci. Wyjechał z domu
            rano, pogodnego dnia, ukryty w dorożce. Godziny mijały irytująco
            powoli.
               Po zapadnięciu zmroku nasz strach i niepokój zaczęły przybierać
            na sile. Mama chodziła tam i z powrotem po ciasnym pokoju, w kółko,
            w kółko, przez cały czas mamrocząc, że nie powinna była pozwolić mu
            jechać. Kiedy w końcu zajechała dorożka wioząca Tatę, odczuliśmy wręcz
            fizyczną ulgę, jakby kamienie spadły nam z serc. Nigdy nie pojąłem, jak
            owym prawym Niemcom udawało się wchodzić i wychodzić z getta, żeby
            pomóc mojemu ojcu.
               Początkowo nie rozumiałem, dlaczego Tata podejmuje takie ryzyko.
            Wkrótce jednak stało się jasne, że gdyby nie wyruszył w tę niebezpieczną
            misję, powoli umarlibyśmy z głodu. Właściwie byłoby nam łatwiej, gdyby
            Tata zgodził się przyjąć któreś z wysokich stanowisk w administracji


                                                                          61
   56   57   58   59   60   61   62   63   64   65   66