Page 56 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 56
Rozdział piąty
Przeprowadzka do getta
Wszyscy widzieli naszą niedolę...
Słyszałem kiedyś, że różnica pomiędzy Bogiem a historykami jest taka,
że Bóg nie może zmienić przeszłości, ale potrafi przewidzieć przyszłość.
Historyk może zmienić przeszłość, ale nie potrafi przewidzieć przyszłości.
Dzięki Bogu, nie potrafiliśmy przewidzieć, co się dalej stanie. A nawet
gdybyśmy mogli uciec z naszej okolicy, gdzie mielibyśmy pójść?
Ojciec przemyślał to wcześniej. Zakładał, że skoro Niemcy walczą
zarówno z Wielką Brytanią, jak i z Francją, to wojna nie potrwa zbyt długo
i wkrótce wrócimy do domu. Zadecydował, że lepiej będzie przenieść się
do getta, niż wyjeżdżać w nieznane.
Kiedy w marcu opuszczaliśmy fabrykę, niosąc ze sobą co tylko się
dało, pogoda była równie okropna jak nasza sytuacja. Wlekliśmy się
w milczeniu, przytuleni do siebie, żeby było nam cieplej, a niebo nad
nami było ołowiane, ciężkie i ponure. Było zimno, padał deszcz, a potem
nawet deszcz ze śniegiem, żeby jeszcze bardziej utrudnić nam marsz.
Stopy marzły nam od lodowatej brei pokrywającej ulice, zaś mroźny
wiatr kąsał nam boleśnie uszy i nosy.
Getto znajdowało się na Bałutach, w najstarszej, północnej części mia-
sta, na obszarze około czterech kilometrów kwadratowych, o obwodzie
jedenastu kilometrów. Były to łódzkie slumsy, wcześniej siedziba biedoty
i szemranego towarzystwa: złodziei i mało przyjemnych rzezimieszków.
Nie wiedziałem, czego się spodziewać, gdyż ta część miasta była mi
zupełnie nieznana. Kiedy dotarliśmy do getta, zobaczyliśmy wysoki na
jakieś dwa i pół metra płot z drutu kolczastego. Budynki były w więk-
szości drewniane i stłoczone tuż obok siebie, a jedynie kilka z nich miało
więcej niż cztery piętra. Znajdowało się w nich około trzydziestu dwóch
tysięcy mieszkań, składających się zazwyczaj z tylko jednej izby. Około
56