Page 59 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 59

gicznej. Nikt nie wiedział, kiedy i dokąd go zabiorą, co jeszcze bardziej
            naruszało naszą kruchą równowagę. Wywózki mogły wydawać się cha-
            otyczne, lecz zauważyłem pewną metodę w tym niemieckim szaleństwie.
            Wywiezienie jednego członka rodziny rozbijało stabilność całej rodziny
            jako jednostki, dlatego Niemcy robili, co tylko mogli, aby to osiągnąć.
               Podczas wywózki klasa ani pozycja społeczna nie miały znaczenia,
            obejmowała ona wszystkich: ludzi przybyłych z innych miast, a nawet
            krajów; tych, którzy nie mieli stabilnego miejsca pracy; chorych, szcze-
            gólnie przebywających w szpitalu; buntowników, tak zwanych ochotni-
            ków, ludzi starszych, a co najgorsze – małe dzieci. Niemieckie władze
            deportowały ich wszystkich w pozornie wyrywkowy sposób. Były, rzecz
            jasna, pewne wyjątki: do tej kategorii należały rodziny policjantów,
            wysokich urzędników administracji oraz osoby cieszące się protekcją,
            czyli posiadające koneksje w kręgach władz gettowych.
               Byliśmy więc zamknięci za bramami getta, bez Lali, bez naszych
            rzeczy – mieliśmy tylko siebie nawzajem. Rozmyślnie głodzono nas
            i torturowano, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Pogłoski o tym, gdzie
            zabierano wysiedleńców i co się dalej stanie z nami, dosłownie unosiły
            się w powietrzu, w domach i na ulicach, jak podszyte strachem trujące
            miazmaty.
               Prawdziwe wiadomości i niepodważalne fakty były rzadkim towa-
            rem w łódzkim getcie. Gazety z zewnątrz były zabronione, a własnej
            podziemnej prasy nie mogliśmy zorganizować. Komunikacja ze stroną
            „aryjską” była zakazana pod rygorem kary śmierci, nie było więc żadnych
            informacji pochodzących stamtąd. Z upływem czasu nawet ci, którzy
            szmuglowali do getta jedzenie, przynosili coraz mniej wiadomości – ich
            liczba zmniejszała się na skutek aresztowań i egzekucji, a także łapanek
            na wywózki. W rezultacie naszym głównym źródłem informacji była
            giełda plotek.
               Szczerze mówiąc, nie to mnie martwiło. Moją główną troską, spy-
            chającą na drugi plan wszystkie inne, była rodzina i utrzymanie jej
            w nienaruszonym stanie pod jednym dachem. Pomimo koszmarnych
            wywózek i potworności dokonujących się codziennie wokół nas, jedna
            rzecz podtrzymywała nas na duchu i dawała nadzieję – kochaliśmy się
            nawzajem i mieliśmy się do kogo przytulić.
               Czas nieubłaganie płynął naprzód, a warunki w getcie stopniowo się
            pogarszały. Za każdym razem, gdy myśleliśmy, że już sięgnęliśmy dna,


                                                                          59
   54   55   56   57   58   59   60   61   62   63   64