Page 203 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 203
Z początku wydawało się, że umowa działa, lecz z upływem czasu Jack
stawał się coraz bardziej tajemniczy. Było jasne, że zamierza działać za
moimi plecami, aby nie musieć dotrzymywać umowy. Jednocześnie stało
się oczywiste, że były też inne sprawy, które pragnął ukryć. To się jednak
nie udało. Było prawie niemożliwe, abym nie zauważył pewnych rzeczy,
szczególnie tych związanych z pracą społeczną na rzecz upamiętniania
Holokaustu.
Odkryłem, że wysyłał swoich ludzi do księgarni w całych Stanach, aby
wykupywali wszystkie dostępne egzemplarze jego książki, co umożliwiało
manipulowanie listami bestsellerów. Książki były przesyłane z powrotem
do Jacka i ponownie rozsyłane, za darmo, głównie do amerykańskich
rabinów. Książki były teoretycznie gratis, lecz dołączano do nich prośbę
o wpłaty na rzecz instytucji dobroczynnej, którą Jack założył i nad którą
sprawował całkowitą kontrolę.
Kiedy Jack wykupił moje udziały w firmie, poprosił mnie o wsparcie
swojej fundacji. Nie uczyniłem tego, ponieważ zorientowałem się, iż zało-
żył ją z niskich pobudek, aby przynosiła korzyści jemu samemu. W moich
oczach było to rażące i naganne wykorzystywanie pamięci o Zagładzie.
Kiedy mu o tym powiedziałem, nie przyjął moich komentarzy zbyt
uprzejmie i wyczułem, że będzie próbował zrobić coś radykalnego. Miałem
rację. Kiedy wróciłem z jednej z podróży służbowych, zastałem drzwi do
mojego gabinetu zamknięte na klucz. Jack poinformował mnie, że skoro
jest właścicielem wszystkich udziałów, to biuro nie należy już do mnie.
Nasza umowa została całkowicie zapomniana. Jack złamał dane mi słowo.
Od strony prawnej nie mogłem wiele zdziałać. Była to cena, jaką musia-
łem zapłacić za zaufanie osobie, której nie powinienem był ufać. Kiedy
wpadłem na niego kilka miesięcy później, wygarnąłem mu, co myślę o prze-
jęciu mojego biura. Powiedziałem mu jasno, że zrobił dokładnie to samo,
co Niemcy, kiedy skonfiskowali nasze mieszkanie z całym wyposażeniem
i wyrzucili nas na bruk. Jack odrzekł, iż wie, że to, co zrobił, było złe, lecz
uczynił to, bo jego syn chciał pracować w moim biurze. Jego wyjaśnienia
były jeszcze gorsze, niż sobie wyobrażałem. Odparowałem, że dużo się
nauczył od hitlerowców.
Hana była zadowolona, że moja relacja zawodowa z Jackiem została
zakończona i wyperswadowała mi podejmowanie kroków prawnych. Wie-
działem, że żonie chodzi tylko o moje dobro, postanowiłem więc na razie
spełnić jej życzenie.
203