Page 200 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 200
nowojorczyków preferowałem luźniejszy, towarzyski styl obsługi
klienta.
Biznes kwitł. Prowadziliśmy go pod trzema osobnymi firmami. Sphinx
Import Company był spółką matką, sprzedającą różne towary, takie jak
artykuły gospodarstwa domowego; Seaton Textiles zajmował się artyku-
łami włókienniczymi, zaś Stafford International służył nam do handlu
instrumentami muzycznymi.
Wraz z rozwojem firmy wprowadzaliśmy różnorakie metody cięcia
kosztów. Niektóre nasze praktyki były sprzeczne ze zwyczajami panującymi
w biznesie. Na przykład po obliczeniu ryzyka utraty towaru w transporcie
morskim, zorientowaliśmy się, że nie opłaca nam się płacić wysokiego
ubezpieczenia na cały przychodzący towar. Przez wszystkie lata w handlu
nigdy nie straciliśmy całego ładunku na morzu. Kilka razy odnotowaliśmy
częściowe straty, lecz wówczas większość z nich pokryliśmy z odszkodo-
wania otrzymanego od przewoźnika. Zmieniając strategię i podejmując za
każdym razem decyzję co ubezpieczać, a czego nie, oszczędzaliśmy tysiące
dolarów miesięcznie.
Nasze biura służyły dotychczas także jako magazyny, lecz teraz nie chcie-
liśmy już tego robić. Mieliśmy przestrzeń magazynową na towary, które
mogły być wysłane w razie jakiejś awarii, a oprócz tego wynajmowaliśmy
magazyny w dokach lub w ich pobliżu i stamtąd wysyłaliśmy zamówie-
nia. W ten sposób mieliśmy możliwość rozszerzania bądź redukowania
powierzchni według potrzeb.
Jak to często bywa, zbyt dużo dobrego prowadzi do kłopotów, a nasza
rozrastająca się firma nie była wyjątkiem. Pomiędzy mną a Jackiem zaczęły
się pojawiać poważne nieporozumienia. Ponieważ osiągnęliśmy już kwoty
importowe na bawełnę z Polski i Rumunii, a nadal potrzebowaliśmy towaru,
wyglądało na to, że będziemy musieli poszukać dostawców w innych kra-
jach. Jack zasugerował Niemcy Wschodnie.
Powiedziałem mu, że jestem absolutnie przeciwny temu pomysłowi,
nie pojadę tam i nie chcę robić nowych interesów, jeśli oznacza to współ-
pracę z Niemcami. Moje wojenne rany nigdy się nie zagoiły; zdecydowanie
odmówiłem wyjazdu do Niemiec i udziału w bezpośrednich spotkaniach
i negocjacjach z Niemcami w jakichkolwiek okolicznościach.
Mimo prób nie udało mi się powstrzymać Jacka przed wyjazdem do
Niemiec Wschodnich i nawiązaniem tam własnych kontaktów. Zaimporto-
wał nawet trochę wschodnioniemieckich towarów. Nie byłem zadowolony.
200