Page 201 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 201
Ta historia z Jackiem przywołała falę przykrych wspomnień. Zauważyłem
również ogromne, wręcz drastyczne zmiany w jego zachowaniu. Stał się
arogancki i apodyktyczny; przypominał naszych niemieckich najeźdźców
podczas wojny. Dowiedziałem się również, że Jack bez żadnych konsulta-
cji ze mną wprowadza do firmy swojego syna, ponieważ on sam pragnął
udać się do Los Angeles, aby zrealizować swoje hollywoodzkie marzenie.
Było ono pokłosiem napisanej przez Jacka książki o jego doświadcze-
niach podczas wojny oraz w okresie powojennym w Niemczech. Dzieliłem
z nim wiele owych doświadczeń, wiedziałem więc z pierwszej ręki, iż w wielu
przypadkach treść książki była rażąco nieprawdziwa.
Szczególnie jeden z nich, dotyczący mnie osobiście, był szczególnie
niesmaczny i budzący sprzeciw. Jack opowiedział smutną historię śmierci
Daszy w szwedzkim szpitalu, lecz w jego przekręconej wersji Dasza była
światłem jego życia, dawno utraconą ukochaną, która umarła w jego
ramionach. Było to haniebne. Kiedy zapytałem go o to, spojrzał mi prosto
w oczy – ocalały ocalałemu – i odrzekł słodko, że to nie moja siostra leżała
w szpitalu w Lubece, lecz jego odnaleziona ukochana.
Nie było nic bardziej obraźliwego niż jego obstawanie przy wersji, że
opisana historia dotyczyła jego dziewczyny, a nie Daszy. Przywłaszczył
sobie opowieść o tym, jak ja i Leon szukaliśmy swoich sióstr, przerobił ją
na własną hollywoodzką fantazję, a potem miał czelność oskarżać mnie
o utratę pamięci. Czy naprawdę sądził, że którykolwiek ocalały z Holokaustu
zapomniałby o odnalezieniu swojej umierającej siostry?
Byłem głęboko zraniony i urażony. Moja cierpliwość wyczerpywała się.
Jack nadal upierał się, że chce mniej angażować się w interesy, a bardziej
w sztukę, i nadal wpychał do firmy swojego syna, którego nie chciałem
przyjąć na partnera, ponieważ nie podobała mi się jego arogancja i stosu-
nek do ludzi. Nie miał wystarczająco dużo doświadczenia, aby umiejętnie
prowadzić firmę, a poza tym mógłby zrazić do nas klientów. Byłby ciężarem,
nie błogosławieństwem.
Wcześniej zaplanowaliśmy, że za pięć lat sprzedamy firmę, lecz teraz
znalazłem się na rozdrożu. Zdawałem sobie sprawę, że nie był to odpowiedni
moment, lecz nie miałem ochoty współpracować z Jackiem i jego synem.
Nadszedł czas pożegnać się i rozejść w różne strony.
Był jeszcze inny powód, dla którego chciałem odejść. Osiągnąłem już
stabilność finansową i pragnąłem poświęcić swój czas na zaangażowanie się
w sprawy społeczne. Rodzice – podobnie jak moje doświadczenia z Europy
201