Page 190 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 190

W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ograniczony był również
          wybór jedzenia dostępnego dla turystów i zagranicznych biznesmenów.
          W miejscowych restauracjach, jeżeli nie było się w towarzystwie urzęd-
          ników, jadło się to, co podano na stół – chyba że płaciło się dolarami albo
          było pod opieką partyjnych oficjeli. Wówczas jakość i możliwości wyboru
          nagle wzrastały.
             Była również kwestia transportu. Większość ludzi nie miała samocho-
          dów, lecz wszystkie grube ryby miały do dyspozycji samochody „służbowe”.
          Przy każdej wizycie rozbrzmiewało mi w pamięci stare komunistyczne
          powiedzenie: „Wszyscy są równi, ale niektórzy są równiejsi od innych”.
             Dobrze, że decyzje biznesowe podejmowaliśmy tylko we trzech i nie
          musieliśmy czekać na dyrektorów i komitety. Oznaczało to, że gdy tylko
          zauważyliśmy trend, mogliśmy natychmiast go wykorzystać, jak to się stało
          w przypadku gitar, które stały się modne na przełomie lat sześćdziesiątych
          i siedemdziesiątych. Wydawało się wówczas, że z dnia na dzień wszystkie
          dzieciaki w Ameryce zapragnęły je mieć.
             Wychwyciliśmy ten trend, kiedy firma S&H Green Stamps odnotowała
          ogromny wzrost zamówień na gitary akustyczne. Niektórzy klienci składali
          u nas zamówienia na tysiące sztuk. Nasze źródła miały ograniczone możli-
          wości, więc desperacko poszukiwaliśmy dodatkowych producentów. Szybko
          zorganizowaliśmy nieplanowaną podróż do Japonii, żebym mógł zbadać
          teren, lecz nawet japońscy producenci nie byli w stanie wystarczająco
          szybko realizować dużych zamówień. Musiałem coś wymyślić i w końcu
          znalazłem rozwiązanie. Odkryłem, że dobrym źródłem niedrogich gitar,
          których potrzebowaliśmy, będzie Rosja, lecz podróż do Rosji w latach pięć-
          dziesiątych i sześćdziesiątych nie była łatwa. Do uzyskania wizy wymagane
          było zaproszenie wystawione przez państwowe przedsiębiorstwo handlowe
          ZSRR. Przy następnej wizycie w Rumunii załatwiłem więc wizę na wyjazd
          do Moskwy.
             Spędziłem w Rosji około pięciu dni i wyjechałem z mieszanymi uczu-
          ciami. Rosjanie nawet mi się spodobali, byłem zaskoczony ich przyjaznym
          nastawieniem do mnie, Amerykanina. Ponieważ mówiłem po polsku,
          mogłem komunikować się z nimi bezpośrednio, gdyż rosyjski i polski
          należą do tej samej grupy języków słowiańskich, poza tym nadal pamię-
          tałem odrobinę rosyjskiego, w którym porozumiewali się moi rodzice, gdy
          nie chcieli, abyśmy rozumieli, co mówią. (Wtedy nie lubiłem rosyjskiego;
          teraz go doceniałem).


          190
   185   186   187   188   189   190   191   192   193   194   195