Page 184 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 184

Biznes wysyłkowy i znaczkowy zapewniał nam ponadto stabilność, której
          nie osiągnęlibyśmy, sprzedając towar wyłącznie do domów towarowych
          i na innych wysoce konkurencyjnych, zatłoczonych rynkach zbytu. Domy
          sprzedaży wysyłkowej potrzebowały zaufanych dostawców. Po wprowa-
          dzeniu konkretnego artykułu musiały zadbać o regularne dostawy. Jeżeli
          dostawca mógł im to zagwarantować, niemal zawsze otrzymywał dodat-
          kowe zamówienia.
             Uwielbialiśmy to. Kiedy nasz towar pojawiał się w katalogu, można było
          liczyć na stałe zamówienia przez lata. Jeżeli cieszył się zainteresowaniem
          i wchodził do stałej oferty, mogliśmy zamawiać duże ilości z wyprze-
          dzeniem. Dzięki temu nie musieliśmy prowadzić rozmów handlowych
          i mogliśmy poświęcić ten czas na badania rynku i planowanie nowych
          produktów. W rezultacie przekonaliśmy się, że bardzo modne, ekskluzywne
          towary nie sprzedawały się zbyt dobrze, ponieważ wymagały częstych
          zmian i aktualizacji, dlatego też skoncentrowaliśmy się na opracowaniu
          linii konserwatywnych, statecznych produktów na rynek masowy.
             Wraz z rozwojem firmy postanowiliśmy dodać do oferty tekstylia i zwró-
          ciliśmy się ku Europie, stanowiącej doskonałe źródło artykułów włókien-
          niczych. Europejskie centrum handlu materiałami znajdowało się w Łodzi,
          moim rodzinnym mieście. Ponieważ większość importerów skupiała się na
          towarach z Dalekiego Wschodu, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesią-
          tych Europa Wschodnia stanowiła dziewicze terytorium. Mieliśmy zamiar
          je podbić. Oznaczało to powrót do Polski po raz pierwszy od zakończenia
          wojny. Po przybyciu do Łodzi byłem w szoku. Szedłem przez miasto, które
          w moim dziecinnym umyśle stanowiło ogromną, wspaniałą metropolię.
          Po Londynie i Paryżu, po wizytach w innych wielkich miastach świata,
          powrót do Łodzi był doświadczeniem niemal wstrząsającym. Była mała,
          maleńka – dziwiłem się, jak bardzo dziecięcy umysł potrafi zniekształcić
          wspomnienia.
             Szukałem znajomych miejsc, lecz wiele nazw ulic uległo zmianie,
          a budynki, które pamiętałem jako ogromne, w rzeczywistości były małe.
          Wyidealizowane wizje domu mojego dzieciństwa uleciały. Miasto, które
          kochałem jako dziecko, było teraz w ruinie. Najbardziej przygnębiający
          widok stanowiła fabryka mojego ojca, zamieniona w kupę gruzów. Mia-
          łem więc już tylko gasnące wspomnienia. Jak na ironię byłem w Polsce
          w sprawie wyrobów włókienniczych, a wiedziałem o nich tyle, co nic, gdyż
          jedyną rzeczą, jaką robiłem w fabryce Taty, była zabawa!


          184
   179   180   181   182   183   184   185   186   187   188   189