Page 182 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 182

Rozdział dziewiętnasty

          Wielki biznes w Wielkim Jabłku





          Bankom w Nowym Jorku było obojętne, kim są twoi rodzice
          i skąd pochodzisz; wystarczyło im pokazać wyciągi z konta,
          historię firmy i przewidywane zyski!





          Prawdziwe życie w wielkim mieście w połowie lat pięćdziesiątych to nie
          był piknik. Musiałem się przyzwyczaić do wielu spraw, zaś pierwszą rzeczą,
          którą zauważyłem, był fakt, iż nowojorczycy nie uśmiechają się, jeżeli nie ma
          po temu powodu. Ich nastawienie było diametralnie różne w porównaniu
          z mieszkańcami Atlanty. Nie było też pani Marks, mojej złotej pani Marks,
          i nikt nie witał mnie co rano obfitym śniadaniem, wspierającym słowem
          i dużą ilością matczynej miłości. Byłem teraz sam i musiałem sam o sie-
          bie zadbać w pojedynczym pokoju, który wynająłem na Upper West Side.
             Nowy Jork miał też jednak swoje dobre strony. O ile tylko miałem w kie-
          szeni trochę pieniędzy, nigdy nie chodziłem głodny. Przy ogromnym wybo-
          rze restauracji mogłem jeść, co chciałem i gdzie chciałem. Możliwości
          były nieograniczone, od najtańszych do najdroższych na świecie (zwykły
          hamburger w Klubie 21 kosztował ponad 25 dolarów! Ale w Gray’s Papaya
          można też było dostać dwa świetne hot-dogi i drinka za dolara). Nie mówi-
          łem co prawda z południowym zaśpiewem, ale nabrałem upodobania do
          południowego jedzenia: smażonego kurczaka, żeberek, racuchów z kuku-
          rydzianej mąki i kaszy kukurydzianej.
             W Atlancie mój akcent zdradzał we mnie cudzoziemca na obcej ziemi, co
          stanowiło wygodne narzędzie handlu. W Nowym Jorku nikt nie zwracał na
          to uwagi i nikogo nie obchodziło, skąd pochodzę. W porównaniu z leniwym
          tempem życia na Południu Nowy Jork był jak pociąg pospieszny. Subtel-
          ności, w tak dużym stopniu rządzące relacjami społecznymi na Południu,
          dla nowojorczyków stanowiły zwyczajną stratę czasu. Mieli sprawy do
          załatwienia, ludzi do odwiedzenia i trzeba było być stale w ruchu, kiedy


          182
   177   178   179   180   181   182   183   184   185   186   187