Page 179 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 179
rozumiem głód, lecz apatia i brak zainteresowania wykształceniem były
dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
Wkrótce nasza firma komiwojażerska przynosiła dochód wystarczający
na wynajęcie małego biura i rozpoczęcie importu upominków z Dalekiego
Wschodu, głównie z Japonii. Powierzchnię, z której korzystaliśmy w czasach
komiwojażerki, przeznaczyliśmy na magazyn.
Byłem zachwycony prowadzeniem biznesu i tym, że jak na początku-
jących szło nam całkiem nieźle. Tęskniłem jednak za Leonem, czułem
się dziwnie, będąc zupełnie sam, bez niego przy boku. Z drugiej strony,
prowadzenie firmy importowo-eksportowej w Atlancie nie było wcale
takie proste. Potrzebowaliśmy solidnej relacji z bankiem, aby otrzymać
akredytywy i móc zapłacić zagranicznym dostawcom. W Atlancie, mie-
ście pogardzającym żółtodziobami, nie było to łatwe. Bankierzy nie mieli
szczególnej ochoty współpracować z trzema młodymi cudzoziemcami
mówiącymi z dziwnym akcentem.
Ku naszemu osłupieniu banki w mieście żądały pełnego zabezpieczenia
w zamian za akredytywę – kiedy już udało nam się znaleźć takie, które wie-
działy, co to jest akredytywa i jak należy ją wypisać. Za każdą akredytywę,
wypłacaną po kilku miesiącach, musieliśmy zapłacić żywą gotówką. Był
to morderczy sposób robienia interesów.
W krótkim czasie tych kilka banków, z którymi robiliśmy interesy,
zorientowało się, że dotrzymujemy zobowiązań. Powoli, bardzo powoli,
zaczęły obniżać surowe wymagania stawiane nam na początku. Później
dowiedzieliśmy się, iż ta surowość wynikała z niewiedzy. Chcieli na przykład
wiedzieć, jaką otrzymają rekompensatę w przypadku zatonięcia statku
i jednoczesnego bankructwa firmy ubezpieczającej towary. Powiedziałem
im, żeby się nie martwili... Jeśli firmy ubezpieczeniowe zbankrutują, to
wszyscy zbankrutują!
Wraz z rozrastaniem się biznesu importowego ograniczyliśmy komi-
wojażerkę, a wkrótce zupełnie z niej zrezygnowaliśmy. Potrzebowaliśmy
teraz nazwy dla naszej firmy. Z dumą wybraliśmy niezgrabne i przypisane
do konkretnego miejsca miano The Southeast Import/Export Company,
próbując w międzyczasie wymyślić, jak sprzedać będące w drodze do
Atlanty towary z Japonii.
Najpierw dokonaliśmy selekcji przykładowych artykułów upominkowych
z zamówionej partii i poprosiliśmy japońskich producentów o przysłanie
ich nam pocztą lotniczą, aby przybyły przed dostawą. Potem załadowaliśmy
179