Page 176 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 176
zrezygnować ze studiów na Uniwersytecie Emory’ego i skoncentrować
się na zarabianiu na życie. Trzecim partnerem w przedsięwzięciu był Joe
Eisenman, także więzień Flossenbürga, który również musiałby zrezygno-
wać z college’u, abyśmy mogli wystartować.
Założenie interesu nie było prostą sprawą. Z wyjątkiem paru dolarów –
mam na myśli dosłownie parę dolarów – mieliśmy zerowy kapitał i jedno
marzenie. Naszym celem było stworzenie firmy importowo-eksportowej,
gdyż jako rodowici Europejczycy byliśmy zainteresowani przekraczaniem
granic i zaistnieniem na całym świecie.
To były nasze marzenia. Nie mieliśmy doświadczenia, kwalifikacji ani
referencji. W celu znalezienia źródła szybkich dochodów dla pokrycia
najpilniejszych potrzeb postanowiliśmy zostać domokrążcami. Później
dowiedziałem się, że domokrąstwo stanowiło żydowską tradycję w Ame-
ryce, datującą się od czasów kolonialnych, kiedy garstka Żydów przybyłych
z Europy na skutek działań Inkwizycji pakowała na plecy rozmaite przed-
mioty codziennego użytku i wędrowała od domu do domu na Północy
i na Południu, sprzedając i wymieniając towar z Indianami i kolonistami.
(Najstarszy zachowany dom w Ameryce, powstały w roku 1713 w Newburgh,
w stanie Nowy Jork, został zbudowany jako placówka handlowa. Miejsce to
nazywano „Dom Żyda Gomeza na Jew’s Creek”. Nadal można go oglądać!).
Z nadejściem XIX wieku Żydzi handlowali swoimi towarami, przemierza-
jąc prowincję wozami konnymi. Osadnicy, pionierzy, rolnicy i mieszkańcy
miasteczek niecierpliwie wypatrywali komiwojażera, obwieszczającego
swoje przybycie dźwiękiem dzwoneczków. Przywoził garnki i patelnie,
tkaniny, igły, przybory krawieckie, kalesony, mydło, świece i masę luksu-
sowych drobiazgów, których nie można było zrobić samemu, a które mogły
choć trochę ułatwić życie.
W latach pięćdziesiątych praca komiwojażera wyglądała bardzo podob-
nie jak w poprzednich stuleciach, choć jeździło się samochodem, a nie
konnym zaprzęgiem, zaś jakość towarów była lepsza. Poza tym w owym
czasie ludzie byli już mniej skłonni do sprzedawania cudownych eliksirów.
Jedna tylko rzecz nie uległa zmianie: zarówno w epoce kolonialnej, jak
i w latach pięćdziesiątych nadal trzeba było mieć pieniądze, aby zacząć
handlować. Potrzebowaliśmy kogoś, kto udzieliłby nam kredytu, abyśmy
mogli zakupić towary i ruszyć w drogę. Ostatecznie zawarliśmy umowę
z właścicielem domu towarowego w ubogiej dzielnicy, który zgodził się
dawać nam towar w komis.
176