Page 169 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 169

Kiedy było po wszystkim, przepłynęliśmy razem ocean, aby zacząć nowe
            życie w nowym kraju, najpierw w Nowym Jorku, później w Atlancie. Razem
            poszliśmy do liceum Henry Grady High School, a później na Uniwersytet
            Emory’ego. Podczas egzaminów końcowych obaj zrobiliśmy takie same
            błędy. Chociaż przebywaliśmy wśród innych, nasza prawdziwa rodzina
            składała się tylko z nas dwóch. Nie było już nikogo oprócz mieszkającej
            w Szwecji Reni.
               Prowadziliśmy wspólne życie towarzyskie w „Klubie Żółtodzioba”, gdzie
            Leon poznał swoją żonę Hankę– bystrą, błyskotliwą, tryskającą energią
            ekstrawertyczkę, swoje przeciwieństwo. Ona także była „oficjalną sierotą
            rządu USA” i trafiła do Atlanty.
               Po raz pierwszy rozstaliśmy się naprawdę, kiedy ja zostałem w Atlan-
            cie, aby robić karierę w biznesie, zaś Leon wyjechał studiować medycynę
            na Uniwersytecie Tulane’a. Myślałem, że po ukończeniu szkoły nadal
            będziemy mieszkać razem u pani Marks i będę widywał go w week-
            endy i wieczorami. Sprawy jednak przybrały inny obrót. Po tylu latach
            spędzonych wspólnie na zmaganiach z najtrudniejszymi, niewyobra-
            żalnymi sytuacjami przyszedł czas rozstać się i zamieszkać osobno.
            Była to dla każdego z nas spora zmiana. Teoretycznie wiedziałem, że to
            musiało się stać, ponieważ Leon był już na studiach, a ja bardzo czę-
            sto podróżowałem w interesach. Jednak emocjonalnie nie byłem na to
            przygotowany.
               Pierwszy rok medycyny – co zrozumiałe – był dla Leona szczególnie
            trudny. Zmagania z zawiłościami studiów okazały się stresujące, szczególnie
            kiedy musiał dokonywać sekcji zwłok. Praca ze zwłokami przywołała wiele
            bolesnych wspomnień, które rozpaczliwie pragnął wyrzucić z pamięci.
            Wielokrotnie chciał zrezygnować i wrócić do Atlanty, lecz obydwaj wie-
            dzieliśmy, że pierwszy rok jest najtrudniejszy. Widział tak wiele śmierci
            i cierpienia w obozach koncentracyjnych, że trudno mu było znowu narażać
            się na traumatyczne przeżycia, choć doskonale znał różnicę pomiędzy
            pomaganiem ludziom a robieniem im krzywdy.
               W tym przejściowym okresie doktor Perlin, nasz dobry przyjaciel, spędzał
            całe godziny, rozmawiając z nim przez telefon, aby przekonać go, żeby się
            nie poddawał i kontynuował naukę. Ja robiłem to samo. Kiedyś polecia-
            łem do Nowego Orleanu, aby go wesprzeć, a Leon, jak to Leon, w końcu
            przystosował się i ruszył naprzód. Obaj mieliśmy wówczas po dwadzieścia
            kilka lat.


                                                                         169
   164   165   166   167   168   169   170   171   172   173   174