Page 167 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 167
Rozdział siedemnasty
Mój brat Leon
Mój kumpel, mój brat, wspólnik moich przestępstw,
moja inspiracja, nadzieja i najlepszy przyjaciel.
Mój brat Leon znaczył dla mnie o wiele więcej, niż kiedykolwiek mógłby
znaczyć brat. Wspomniałem już, iż byliśmy sobie bliscy od czasu, kiedy
byliśmy w getcie i trzymaliśmy się razem od chwili rozdzielenia z Mamą
w Auschwitz. Dbaliśmy nawzajem o swoje bezpieczeństwo, dyscyplinowa-
liśmy się wzajemnie, wspieraliśmy się duchowo i fizycznie i dzięki swojej
obecności zdołaliśmy przeżyć w ciemnościach Zagłady. Byliśmy partnerami
w przetrwaniu.
Moje pierwsze wspomnienie o Leonie pochodzi jeszcze z czasów, gdy obaj
byliśmy małymi chłopcami w Łodzi; mieszkaliśmy w naszym mieszkaniu,
strzelaliśmy z łuku w korytarzu i doprowadzaliśmy Mamę do szaleństwa,
jeżdżąc rowerami po jadalni. Stworzyliśmy alians przeciwko dwóm „wrogim”
drużynom: rodzicom i siostrom. Oczywiście od czasu do czasu stawaliśmy
po stronie sióstr przeciwko wspólnemu wrogowi – rodzicom – lecz nigdy
nie zapominaliśmy o naszych priorytetach.
W domu, na ulicy i wszędzie z wyjątkiem szkoły byliśmy jednomyślni.
Leon i ja zawsze byliśmy nierozłączni, nawet kiedy chodziło o psoty w domu
czy w fabryce ojca. Podczas wakacji w Podębiu było tak samo: dwaj bra-
cia przeciwko dwóm siostrom. W szkole jednak prowadziliśmy zupełnie
odrębne życie – mieliśmy innych kolegów z klasy, przyjaciół i zajęcia.
Koleżanki Daszy i Reni były naszą zwierzyną łowną i celem wszelkiego
rodzaju kawałów i wybryków. Co ciekawe, naszym głównym sojusznikiem
w rozdzielaniu dziewcząt i chłopców był Tata, który podkreślał różnice
pomiędzy swoimi córkami a synami i stosował podwójne standardy, na
których dziś moja córka Susan nie pozostawiłaby suchej nitki, uznając je
za seksistowskie, jakimi w rzeczywistości były.
167