Page 168 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 168
Nadal dźwięczą mi w uszach narzekania moich sióstr, wykrzykujących do
ojca: „Zawsze pozwalasz chłopcom robić, co tylko chcą i wszystko im dajesz!”.
Muszę przyznać, że siostry nie zawsze się myliły. Nasz ojciec naginał
reguły. „Chłopcy to chłopcy, a dziewczynki to dziewczynki” – podkreślał
i egzekwował dwa zestawy reguł dotyczących naszego zachowania. Trudno
się dziwić, że jego filozofia odcisnęła pewne piętno na Leonie i na mnie.
(W późniejszych latach Susan skarżyła mi się na to samo, lecz była
w tym bardziej asertywna niż moje siostry. Oczywiście w moim odczu-
ciu jej narzekania były inspirowane ruchem wyzwolenia kobiet. Od razu
przyznam, że muszę się jeszcze przyzwyczaić do jego osiągnięć. Na razie
wiem tyle, że ciągłe narzekania Susan na to, że pozwalam Jeffreyowi robić
rzeczy, których zabraniam jej, były prawie identyczne jak te, które siostry
kierowały do Taty).
Tak, wojna uczyniła ze mnie i Leona partnerów w przetrwaniu, lecz
sądzę, że następowało to stopniowo, zaś my nie zdawaliśmy sobie sprawy
ze stałego zacieśniania się więzów między nami. Zaczęło się to dziać wtedy,
gdy uprawialiśmy warzywa, aby wyżywić rodzinę w getcie i ryzykowaliśmy
szmuglowanie drewna dla zapewnienia wszystkim nam ciepła. Wywózka
i nasze życie w obozach jeszcze pogłębiły tę więź – ceniliśmy się i dbaliśmy
o siebie nawzajem, jak o nikogo innego na świecie.
Nie dbając o surowe konsekwencje w przypadku złapania, robiliśmy
wszystko, co było niezbędne, aby zostać razem. Raz po raz ryzykowaliśmy
życiem i zmienialiśmy nazwiska lub więzienne numery. Dzieliliśmy się
jedzeniem i ubraniami, naszymi strachami i nadziejami. Marzenie o byciu
z powrotem w domu z całą rodziną trzymało nas przy życiu, nawzajem
dawaliśmy sobie siłę. W najzimniejsze dni tuliliśmy się do siebie, aby się
ogrzać, zaś w nocy dzieliliśmy niespokojny sen.
We Flossenbürgu ukrywaliśmy się wśród nie-Żydów, szliśmy w marszu
śmierci do Dachau i w końcu zostaliśmy wyzwoleni przez armię Stanów
Zjednoczonych. To dzięki Leonowi byłem w stanie iść tego ostatniego dnia,
kiedy na wzniesieniu drogi pojawił się czołg. Nasza bliskość pomogła nam
wytrzymać niewiarygodne trudności, z jakimi przyszło nam mierzyć się
każdego dnia. Razem przeżywaliśmy mękę Holokaustu i razem przeżywali-
śmy euforię wyzwolenia. Nigdy nie pozwoliliśmy sobie na myśl, że tego nie
przetrwamy. Dawaliśmy sobie nawzajem odwagę, aby wytrzymać. Sądzę,
że udało nam się dlatego, że wyeliminowaliśmy ze swojego słownika słowo
„ja” i zastąpiliśmy je słowem „my” – w mowie, myślach i uczynkach.
168