Page 164 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 164
trzeba było tylko wymyślić, jak to zrobić. Zainspirował nas pewien rodowity
mieszkaniec Atlanty, jedyny nastolatek z Południa zaprzyjaźniony z naszą
grupką. Nauczył nas prowadzić, co pozwoliło nam uzyskać prawo jazdy.
Skoro umieliśmy już jeździć, mieliśmy motywację do kupna własnego auta.
Wiedzieliśmy, że Hebrajski Dom Sierot pokrywa koszty naszej edu-
kacji i że nie tylko nie kupi nam samochodu, lecz także nie pozwoli nam
nabyć go samodzielnie. W ich przekonaniu samochód stanowił luksus dla
takich żółtodziobów, choć oczywiście rozumieli potrzebę posiadania go
w swoim własnym życiu. Z upływem czasu Leon i ja nabraliśmy pewności,
że posiadanie auta stanowiło klucz do utęsknionej wolności. Zaczęliśmy
główkować, jak wykombinować auto do naszej dyspozycji. Rozwiązanie
problemu zaproponował doktor Ray Perlin, nasz dobry przyjaciel.
Ray Perlin i jego żona Lee należeli do owych niewielu osób, dzięki któ-
rym czuliśmy się mile widziani w Atlancie. Doktor Perlin był świetnym
matematykiem, profesorem Georgia Institute of Technology i jednym
z pierwszych naukowców zajmujących się komputerami. Poznaliśmy ich
właściwie przez przypadek, lecz natychmiast wytworzyła się pomiędzy
nami silna więź.
Dom Perlinów stał się naszym drugim domem. Leon i ja spędziliśmy
tam wiele miłych wieczorów na kolacjach, rozmowach i grze w karty do
wczesnych godzin porannych. Pracując w sklepie Kinney, zaoszczędziliśmy
parę dolarów, doktor Perlin zaproponował więc, że kupi dla nas samochód
na swoje nazwisko. Bez naszej wiedzy dołożył nawet trochę własnych
pieniędzy, aby umożliwić zakup.
Było to idealne rozwiązanie. Nie kupiliśmy cadillaca, nawet o tym nie
myśleliśmy. Kupiliśmy starego, zielonego, poobijanego plymoutha bez
ogrzewania, gdyż sprzedawca używanych aut przekonywał nas, iż na Połu-
dniu nie jest to konieczne. Nie mieliśmy o tym pojęcia. Czy mogliśmy
oczekiwać czegoś więcej niż czterech kół i silnika?
Jeśli chodzi o to niepotrzebne ogrzewanie, to gorzko pożałowaliśmy
jego braku podczas wycieczki do Kanady w trakcie ferii bożonarodze-
niowych. Paskudna burza śnieżna zamieniła przednią szybę w matowy
arkusz lodu. Niestety, zbyt późno zdaliśmy sobie sprawę z konieczności
posiadania ogrzewania i odmrażacza szyb. Nie powstrzymało to jednak
takich celejgers (mądrali) jak my przed dalszą jazdą. Ustawiliśmy na desce
rozdzielczej sześć świeczek; ich pełgające płomyki wytopiły w lodzie sześć
okrągłych okienek. W ten sposób, częściowo na ślepo, parliśmy naprzód.
164