Page 162 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 162
poznałem przelotnie przed laty. Pamiętał mnie i wiedział, że byłem bli-
skim przyjacielem Charliego. Poprosił, abym usiadł i zadał mi retoryczne
pytanie: „Jak mógłbym nie wiedzieć, kim był mój brat Charlie?”
Opowiedział mi, że pogrzeb Charliego był największym, jaki kiedykolwiek
odbył się w Atlancie. Setki ludzi, którzy zetknęli się z nim w życiu i którym
w jakiś sposób pomógł, pojawiły się, aby oddać mu cześć. Rodzina była
zdumiona.
Podczas nabożeństwa ludzie podchodzili do brata Charliego i opowia-
dali mu poruszające historie o licznych dobrych uczynkach zmarłego. Był
szczerze zasmucony, że dopiero po jego śmierci, widząc tak wielki szacunek
ze strony rzeszy ludzi przybyłych na pogrzeb, a także przeglądając jego
dokumenty, zrozumiał, kim naprawdę był Charlie. Mogłem jedynie odpo-
wiedzieć, że choć dobrze znałem Charliego i byłem świadkiem wielu jego
dobrych uczynków, także w pełni nie zdawałem sobie sprawy z rozmiarów
jego współczucia i szczodrości. W międzyczasie jednak Charlie był z nami
dwoma zawsze wtedy, gdy go potrzebowaliśmy i zachęcał nas, abyśmy się
nie poddawali.
W latach szkolnych postanowiliśmy z Leonem znaleźć sobie jakąś doryw-
czą pracę, aby zarobić trochę pieniędzy, ponieważ naszym jedynym kie-
szonkowym były drobne kwoty wypłacane przez Hebrajski Dom Sierot. Za
pośrednictwem naszego kolegi zostaliśmy zatrudnieni w domu towarowym,
gdzie pracowaliśmy w piątki po południu i przez cały dzień w soboty. Do
naszych obowiązków należało właściwie wszystko: przynoszenie towaru
z magazynu, rozkładanie go na półkach i wieszakach, a także obsługa
klientów.
Po mniej więcej miesiącu nadszedł czas pierwszej wypłaty. Byłem
bardzo podekscytowany, gdyż była to moja pierwsza wypłata w Ameryce,
a właściwie pierwsza wypłata w ogóle. Jednak kwota na naszych cze-
kach zaskoczyła nas: wynosiła niemal połowę tego, czego się spodziewa-
liśmy. Było to o 40 procent mniej niż zarabiali inni pracownicy tej samej
kategorii.
Ponieważ wiedzieliśmy, że radzimy sobie równie dobrze jak oni, o ile nie
lepiej, zapytaliśmy właściciela, skąd wzięły się takie rozbieżności w zarob-
kach. Nigdy nie zapomnę jego „dobrodusznego” wyjaśnienia, że Leon i ja
jesteśmy ostatecznie tylko żółtodziobami, a kiedy on sam przyjechał do
Stanów, zarabiał pół dolara dziennie. Powiedział, że trzeba czasu, abyśmy
zasłużyli sobie na prawo do zarabiania tyle, co inni pracownicy.
162