Page 159 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 159
Leon i ja byliśmy jak kołki o przekroju okrągłym wciskane w kwadratowe
otwory. Z wyjątkiem kilku dobrych dusz większość ludzi odrzucała nas jako
„żółtodziobów”. Ze smutkiem odnotowałem, że nastawienie Żydów z Atlanty
ilustrowało ogólną apatię i brak zainteresowania tym, co działo się z nami
i europejskimi Żydami podczas wojny. Właściwie było jeszcze gorzej. Była
to wystudiowana obojętność, komplikowana dodatkowo potrzebą grania
w grę o nazwie „Kto wycierpiał więcej”. Ból i cierpienie innych, ich straty
i powrót do normalnego życia nic ich nie obchodziły. W Atlancie pełno było
takich Żydów, których rodzice uciekli z Rosji przed pogromami i Strefą
Osiedlenia pod koniec XIX wieku.
Starsze pokolenie zamieszkałe w Atlancie przy każdym spotkaniu z nami
skarżyło się, jak ciężko było im i ich rodzicom po przybyciu do Stanów
Zjednoczonych. Ani jedna osoba nie zapytała nas, jak sobie radzimy ani
przez co przeszliśmy. Stanowiliśmy dla nich afront. Uwielbiali dyskutować
o tym, jak trudne było dawniej życie i insynuowali, że Leon i ja dostajemy
wszystko na tacy. Nalegali, abyśmy słuchali ich „rozdzierających” historii
o trudnościach, które przeżywali w czasie wojny – gaz był racjonowany,
a niektóre produkty trudno było kupić. Leon i ja nie mieliśmy pojęcia
o kłopotach, z którymi się zmagali. Ostatecznie byliśmy tu tylko po to, żeby
pasożytować i robić jeszcze gorsze rzeczy. Uważano, że nie mamy pojęcia
o osiągnięciach cywilizacji.
Starzy mieszkańcy zachowywali się tak, jakbyśmy nigdy nie widzieli
banana albo kontaktu elektrycznego. Najbardziej obraźliwe było instru-
owanie nas, jak spuszczać wodę w toalecie, jakbyśmy przybyli z najdal-
szych głębin afrykańskiej dżungli i nigdy wcześniej nie widzieli klozetu.
Z początku byłem zły i urażony. Potem powoli zacząłem rozumieć, że wielu
tych ludzi i ich rodziców przed przyjazdem do Stanów mieszkało w małych
europejskich wioskach, gdzie poziom cywilizacji był zapóźniony o setki
lat. Prawdopodobnie sądzili, że w chwili naszego przybycia do Ameryki
w Europie nadal panowały takie warunki. Stało się dla mnie jasne, iż to
oni byli wieśniakami i to oni nie mieli pojęcia ani o zaawansowanej kul-
turze miast europejskich, ani o niczym innym. Mimo to ignorancja wielu
mieszkańców Atlanty była szokująca.
Było dla mnie również oczywiste, że ignorowanie przez nich wojny
i śmierci sześciu milionów ich braci i sióstr wynikało albo z poczucia winy,
albo z zaniedbania. Temat ten stanowił tabu, nie rozmawiano o tym wcale
– ani prywatnie, ani publicznie, ani nawet w synagogach. Gdybyśmy obaj
159