Page 155 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 155

własnym; nikt nie mówił nam, jaką bieliznę mamy kupić i zdecydowanie nie
            bylibyśmy głodni tylko dlatego, że komuś było to obojętne. Tutaj, w krainie
            obfitości, byliśmy stale niedożywieni. W Europie przynajmniej mieliśmy
            jedzenie, kiedy go potrzebowaliśmy i potrafiliśmy zadbać sami o siebie.
            W Ameryce mieliśmy związane ręce i pod pewnymi względami było nam
            jeszcze gorzej niż w Europie. Tam mogliśmy decydować o tym, co jest
            niezbędne do przeżycia. Tutaj nie mieliśmy żadnej możliwości manewru
            i nie mieliśmy dokąd pójść. Leon i ja zostaliśmy nauczeni, że w cywilizo-
            wanych okolicznościach należy się dobrze zachowywać, zaś nasze warunki
            w Atlancie były wyjątkowo cywilizowane, lecz mimo to byliśmy głodni.
               Stare, znajome uczucie trawiące nasze wnętrzności i dusze – o którym
            myśleliśmy, że mamy je za sobą na zawsze – sprawiało, iż trudno nam było
            skoncentrować się na nauce. Nikt nie przychodził do nas skarżyć się na
            nasze stopnie, ale wiedzieliśmy, że nie wykorzystujemy naszych potencjal-
            nych możliwości. Chcieliśmy osiągać lepsze wyniki, lecz nie potrafiliśmy
            ze względu na ciągły głód. Kiedy służąca po raz kolejny nie przyszła na
            czas, postanowiliśmy złożyć wizytę w Hebrajskim Domu Sierot, ponieważ
            w domu nie było nikogo, z kim moglibyśmy porozmawiać, a także dlatego,
            że nasi dobroczyńcy nie mieli o niczym pojęcia i nic ich nie obchodziło.
            Ostatecznie to pracownicy socjalni byli docelowo odpowiedzialni za nasz
            dobrostan w Atlancie. Weszliśmy tam i poinformowaliśmy dyrektora, iż
            naszym życzeniem jest powrót do Europy.
               Było tak, jakbyśmy zdetonowali cuchnący ładunek w samym środku
            Edenu. Dyrektor był w szoku i zapytał nas, dlaczego nie doceniamy tego,
            co mamy – pięknego domu u ważnej rodziny, ładnych nowych ubrań,
            dobrej szkoły... Co mamy na myśli, mówiąc, że chcemy wracać do Europy?
            Jak możemy być tacy niewdzięczni? Poza tym, powiedział, agencja chce,
            abyśmy tu zostali. Jesteśmy podopiecznymi rządu USA, a jeśli wyjedziemy,
            położy się to cieniem na dobrym imieniu agencji.
               Nie byliśmy chętni do wyjaśnień. W końcu powiedzieliśmy, że w zasa-
            dzie wszystko to, co mówią pracownicy socjalni, jest prawdą – mieszkamy
            w pięknym domu, chodzimy do dobrej szkoły i jesteśmy porządnie ubrani,
            ale w gruncie rzeczy nie przyjechaliśmy do Stanów po to, żeby być głodni.
            A głodni byliśmy niemal przez cały czas. Wyjaśniliśmy dyrektorowi, że
            naszym zdaniem przygarnięcie nas oznacza coś więcej niż zapewnienie
            nam dachu nad głową i ubrań. Chcieliśmy, aby nasi „gospodarze”, czy też
            „przybrani rodzice”, mieli do nas pozytywny, wspierający stosunek, żeby


                                                                         155
   150   151   152   153   154   155   156   157   158   159   160