Page 151 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 151
Rozdział szesnasty
Życie na balu debiutantek
Lata pięćdziesiąte w Atlancie były wyjątkowo nieprzyjemnym
przebudzeniem i w pewnym sensie stanowiły jedno
z najbardziej rozczarowujących doświadczeń w naszym życiu.
Kiedy Leon i ja przybyliśmy do Atlanty, powitali nas przedstawiciele miej-
scowego Hebrajskiego Domu Sierot. Jego elegancko wyposażone biura
w pięknym budynku były wręcz luksusowe w porównaniu z Caldwell Ave-
nue w Bronksie. Posadzili nas tam i zaczęli opowiadać o swoich planach
wobec nas.
Najpierw pracownik socjalny miał pójść z nami i kupić nam ubrania.
Potem mieliśmy przejść szczegółowe badania lekarskie i stomatologiczne.
Powiedzieli nam, że zostaliśmy przydzieleni do cudownej żydowskiej rodziny
w mieście i że możemy zapisać się do szkoły po zakończeniu procedur
biurokratycznych i urzędowych.
Kiedy zgodziliśmy się na wszystko, na co nam kazano, pracownicy
socjalni zawieźli nas do naszego nowego domu z założeniem, że pierwsze
dni będą poświęcone sprawom osobistym. Rano jeden z nich miał zabrać
nas na zakupy.
Wsadzili nas do samochodu i pojechaliśmy przez miasto na północno-
-wschodnie przedmieścia, które nie były podobne do niczego, co Leon i ja
kiedykolwiek widzieliśmy. Było tam zielono, wszędzie trawniki i masa drzew,
tworzących sklepienia nad ulicami i dużymi, wiktoriańskimi domami.
Weszliśmy na ganek, pracownik socjalny przedstawił nas gospodarzom
i odjechał. Powiedział, że mamy go oczekiwać rano i być gotowi na zakupy.
Pani domu, matka dwojga dzieci, zaprowadziła nas do naszego pokoju na
piętrze, z widokiem na zieleń na tyłach domu. Powiedziała nam, że przy
kolacji poznamy resztę rodziny, oraz że rano, przed wyjściem, służąca
przygotuje dla nas śniadanie.
151