Page 125 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 125
Rozdział trzynasty
Niemcy po wyzwoleniu
Dla mnie przyjemność pojawiała się wtedy, kiedy mogłem
śmiać się z nazistów i patrzeć, jak mordercy,
„bohaterowie” zamieniają się w skończonych tchórzy.
Po sześciu latach w getcie, Auschwitz-Birkenau, Gross-Rosen, Flossenbürgu
i innych obozach było to naprawdę niewiarygodne, w końcu zostaliśmy
wyzwoleni. Byłem wolny. Mogłem robić to, co chciałem i kiedy chciałem.
Cały świat leżał u moich stóp. Ale jakoś nie miałem ochoty nigdzie iść. Nie
było we mnie pragnienia, woli ani siły, aby cokolwiek robić. Przejście od
niewoli do wolności nastąpiło tak szybko, że mój umysł popadł w odrę-
twienie; idea wolności była dla mnie w tym momencie równie obca jak
język chiński. Byłem poddany nieustannej przemocy przez tak długi czas,
iż zrobienie czegokolwiek z własnej woli było czymś niewyobrażalnym.
To prawda, że przed wojną byłem wolny, pod czułą opieką i nadzorem
rodziców i nauczycieli, lecz tamto życie zniszczyła wojna. Teraz stałem
bezradnie w miejscu, gdzie zostałem wyzwolony.
Wraz z Leonem powlekliśmy się do pobliskiej wsi o nazwie Meissenberg.
Uwolnienie i zapasy żywności rzucanej nam przez Amerykanów dały mi
dość motywacji i siły, aby iść dalej. Kiedy doszliśmy do wsi, zapukaliśmy
do pierwszego napotkanego domu i poprosiliśmy o pokój i coś do jedzenia.
Gospodarz natychmiast przygotował dla nas posiłek. Zjedliśmy i wypiliśmy
tyle, ile byliśmy w stanie, po czym poszliśmy prosto do przyszykowanych
już łóżek, nie zdejmując nawet brudnej odzieży. Po raz pierwszy od lat
położyłem głowę na prawdziwej poduszce z pierza i przykryłem się grubą
puchową kołdrą. Co za luksus – niebo na ziemi.
Nie wiem, jak długo spałem. Rozpocząłem dzień obfitym śniadaniem,
przygotowanym znowu przez gospodarza i jego żonę – jajka, bekon, chleb
i masło. Zjadłem wszystko, co było na stole. Kolejnym małym cudem był
125