Page 130 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 130
Siodełko roweru znajdowało się nisko przy ziemi, dlatego skończyło się
tylko na złamanej ręce. Tym razem Leon spadł z konia i upadł na głowę.
Kiedy do niego podbiegłem, był nieprzytomny, zaś po obudzeniu mówił od
rzeczy. Co pięć minut pytał mnie: „Roman, gdzie ja jestem? Co się stało?”.
I co pięć minut musiałem mu znowu opowiadać, że poszedł pojeździć
konno i spadł.
Udało mi się sprowadzić lekarza, który zbadał Leona i orzekł, że mój brat
odniósł poważny wstrząs mózgu. Dodał jednak, iż to dobry znak, że wszystkie
jego najważniejsze organy wydają się pracować bez zakłóceń, i że następna
doba lub dwie przyniosą więcej informacji. W międzyczasie, jak powiedział,
niewiele można było zrobić. W tej chwili najlepszym lekarstwem dla Leona
był głęboki sen. Rozpocząłem więc czuwanie. Siedziałem przy jego łóżku
i w kółko powtarzałem opowieść o jego wypadku, dopóki nie zasnął.
Kiedy w końcu obudził się, półtora dnia później, wydawał się całkowi-
cie zdrowy pod każdym względem. Jeszcze raz zapytał mnie, co się stało,
a ponieważ uradowałem się, widząc go w dobrej formie, chętnie znowu
powtórzyłem opowieść. Leon był jak nowo narodzony, lecz po staremu
uparty. Fakt, iż zaprzestał przejażdżek konnych z ręką w gipsie, stanowił
przynajmniej jakiś postęp.
W kolejnych tygodniach po wyzwoleniu zauważyłem stały przepływ
Niemców wędrujących szosą w pobliżu naszej miejscowości. Wielu było
ubranych po cywilnemu, lecz spora część nadal miała na sobie mundury.
Zazwyczaj szli w grupach. A ja miałem teraz swoją własną grupę – tych
samych ocalałych, którzy jako pierwsi dotarli do wsi.
Zobaczywszy owych wędrujących żołnierzy, wymyśliłem nową rozrywkę.
Byłem zaprzyjaźniony z kilkoma amerykańskimi oddziałami z naszej okolicy
i wiedziałem, że przeczesują drogi w poszukiwaniu wysokich rangą oficerów
armii niemieckiej, szczególnie żołnierzy SS. Dodałem dwa do dwóch i mój
plan powoli zaczął nabierać kształtów.
Zorientowałem się, że my, ocalali, możemy pomóc Amerykanom
w wyszukiwaniu niemieckich oficerów i personelu wojskowego, jak rów-
nież osób uważanych za zbrodniarzy wojennych. Opracowałem strategię,
która zadziałała bez pudła. Może i był to lekkomyślny plan, ale byliśmy
młodzi, nieustraszeni i gotowi na wszystko. Moi starsi koledzy uznali, że
oszaleliśmy i nie przyłączyli się do nas.
Przygotowaliśmy wszystko razem: Joe, Jack, Leon, ja i węgierski ocalały,
którego imienia nie pamiętam. Najpierw znaleźliśmy zepsuty karabin
130