Page 120 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 120

Orkiestra grała, a potwory śpiewały głośnym chórem – do kanonu
          należały niemieckie przyśpiewki i marsze, volksdeutschowskie ballady
          i nazistowskie piosenki biesiadne. Odgłosy ich okropnych przekleństw
          i obscenicznych zabaw często rozlegały się aż do wczesnych godzin poran-
          nych. To prawda, że trudno było zasnąć, a potem się nie obudzić, lecz było
          jeszcze coś gorszego. Ich zabawy były niebezpieczne.
             Kiedy blokowi się upili, wpadali w amok i zaczynali bić wszystkich
          obecnych w baraku. Tłukli ceramiczne półmiski używane podczas przyjęć,
          rzucając nimi z całej siły o drewniane prycze. Półmiski roztrzaskiwały się
          na ostre odłamki, które kaleczyły leżących na pryczach, często powodując
          poważne obrażenia. Kiedyś na innym bloku odbyła się impreza, której
          nigdy nie zapomnę: trunek sporządzony przez więźniów wywołał u konsu-
          mentów dezorientację, ślepotę i gwałtowne wymioty. Kilku nawet zmarło.
          Kapo doszli do wniosku, że więźniowie specjalnie ich otruli, i wzięli za to
          brutalny odwet. Otoczyli bimbrowników i zgromadzili ich w jednym miej-
          scu, gdzie wszyscy mogli ich widzieć, po czym pobili ich. Stałem i patrzy-
          łem, jak ofiary robią się sine, a ich głowy nabrzmiewają do rozmiarów
          balonu.
             „Kto nas otruł?” – wrzeszczeli co chwila kapo, podduszając więźniów.
          Kiedy któryś z nich zemdlał, oblewali go zimną wodą i kontynuowali bicie.
          W krótkim czasie dla wszystkich stało się jasne, iż żaden z tych nieszczę-
          śników nawet nie myślał o otruciu kapo. Mimo okrutnego lania nie mieli
          nic do powiedzenia. Żaden z nich nie zrobił tego specjalnie i wiedzieli o tym
          wszyscy, łącznie z ich oprawcami. To jednak nie powstrzymało ich od
          okładania bimbrowników, dopóki ostatni z nich nie padł martwy. W owej
          chwili pomiędzy kapo i blokowymi wytworzyła się prawdziwa więź. Udało
          im się ponad podziałami narodowościowymi wykazać zbiorowy instynkt
          brutalnego mordu.
             Jednym z tych więźniów był Niemiec, skazany za przestępstwa poli-
          tyczne. Nazywaliśmy go Zwiebelmax (Cebulowy Max), ponieważ kierował
          kuchnią i miał dostęp do dużych ilości cebuli i innych artykułów. Kapo
          potrzebowali jego usług, więc traktowali go ulgowo, lecz w odróżnieniu od
          swoich ziomków Cebulowy Max był dość łagodny w obejściu. Jego pozycja
          w baraku była więc wyjątkowa. Zabezpieczył dla siebie sporą przestrzeń
          mieszkalną, która jakoś nie kłuła w oczy niemieckich zarządców. Ponieważ
          mówiłem trochę po niemiecku, Cebulowy Max polubił mnie i poprosił,
          abym codziennie ścielił jego łóżko w zamian za trochę jedzenia.


          120
   115   116   117   118   119   120   121   122   123   124   125