Page 18 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Getto walczy" Marek Edelman
P. 18
żydowskie i patrząc przez palce na prowadzony przez nich przemyt
towarów żywnościowych.
Z dnia na dzień rosną teraz mury i druty okalające getto, aż 15 listo-
pada [1940 r.] odcinają całkowicie społeczeństwo żydowskie od świa-
ta i ludzi z zewnątrz. Przerwany zostaje oczywiście również kontakt
z Żydami z innych miast i miasteczek. Znikają wszystkie możliwości
zarobków dla robotników żydowskich. Wszyscy robotnicy przemysłu,
urzędnicy państwowi, komunalni i pracownicy „aryjskich” firm zosta-
ją bez pracy. Powstaje typowa wojenna warstwa handlarzy – pośred-
ników. Większa jednak część pozostaje w nowych warunkach bezro-
botna, i z początku wysprzedając wszystko, co się da spieniężyć, po-
woli stacza się ku skrajnej nędzy. Mimo szumnie zapowiedzianej przez
Niemców produktywizacji getta, następuje zupełna pauperyzacja. Do
tego dochodzą tysiączne rzesze Żydów wsiedlonych z okolicznych ma-
łych miasteczek, ludzi wyzbytych całego prawie mienia, którzy tu, bez
żadnego oparcia, w obcym, zajętym sobą środowisku, ginąc z głodu,
budować muszą na nowo swój byt.
Całkowita separacja, zakaz wprowadzania prasy, niedopuszcza-
nie wiadomości ze świata, mają także swój określony cel i zgodnie
z nim kierują ogół żydowski na specjalne tory. To, co się dzieje poza
murami, staje się coraz dalsze, coraz bardziej mgliste, obce. Waż-
ny jest już tylko dzień dzisiejszy, sprawy najbliższe, ludzie bezpośred-
niego otoczenia i na tym skupiają się siłą rzeczy wszystkie zaintere-
sowania przeciętnego mieszkańca getta. Ważne jest tylko to, żeby
żyć.
To „życie” każdy rozumie na swój sposób zależnie od warunków
i możliwości. Dostatnie dla ludzi bogatych jeszcze sprzed wojny, wy-
stawne, bujne dla różnego rodzaju zdegenerowanych gestapow-
ców, zdemoralizowanych szmuglerów, jest ono głodową wegeta-
cją, mającą u podstawy zupę z kuchni ludowej i chleb kartkowy dla
licznej rzeszy robotników i bezrobotnych. Tego „życia” każdy cze-
pia się kurczowo na swój sposób. Ci, którzy mają pieniądze, widzą
cel w dostatku, gonią za nim w duszny gwar pełnych zawsze ka-
wiarń, nurzając się w nim wśród muzyki tanecznej, nocnych loka-
li. Ci, którzy nie mają nic, nędzarze – szukają „szczęścia” ukryte-
go w wygrzebanym ze śmietnika spleśniałym kartoflu, odnajdują je,
uciekające, w wyżebranym kawałku chleba, który na chwilę pozwa-
la zapomnieć o tym, co znaczy głód. Stąd kontrastowość ulicy get-
– 16 –