Page 97 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 97

ciekawością. Miałem duże podejrzenia, że to aniołowie podpalili dom, ale
             lepiej zrezygnować z pytań i milczeć.
                Kiedy trzy gwiazdy ukazują się na niebie, kończą się opowieści. Znika
             czar szabasu. Nazajutrz znów będą przekleństwa, ciężkie, zimne spojrzenia.
             Jedyny człowiek, który mi się podoba, to Garbaty Chaim. Ma głowę dużą jak
             karzeł, spogląda na świat oczami bitego psa. Dawno pogodził się ze swoim
             losem. Wszystko dla niego jest jasne. Wszystkim wszystko wybacza. Nawet
             swojej żonie Chanie, która go przeklina i bije laską lub czymkolwiek, co jej
             wpadnie w ręce. Chaim chowa się w kąt obok maszyny do szycia i przeprasza,
             że żyje. A na wszystkie poczynania żony ma jedną odpowiedź: „Taki jest mój
             los, nic nie da się zrobić”.
                Chaim jest mi najbliższy po tym, jak Szmelke umarł, a Godla zamknęli
             w więzieniu. Gdyby ktoś dobrze przyjrzał się jego oczom, zobaczyłby niewin-
             ne spojrzenie dziecka. Tylko Malkele, która zmarła na gruźlicę, miała takie
             spojrzenie. Do jego oczu nie docierał żaden brud, miały one tylko głębię,
             ciepło i czystość.
                Maszyna do szycia Chaima jest stara i tak jak on kaszle z wielkiego wysiłku.
             Ciało jego drży, jak gdyby bało się turkotu koła maszyny i błysku żelaznej
             igły. Gdyby maszyna do szycia umiała przeklinać, byłaby podobna do Chany.
                Kiedy jesteśmy sami, Chaim opowiada mi historię swojego garbu. Zawsze
             rozgląda się podejrzliwie dookoła, czy aby nie ma w pobliżu jego żony.
                – Słyszałeś, jak mnie żona przeklinała: „Wszystkie nieszczęścia na twoją
             głowę!”.
                – Tak.
                – To jest to. Kiedy już nie było miejsca na mojej głowie, ciosy zaczęły
             padać na plecy. A kiedy żona mnie tłucze, ja się kurczę i ciosy padają jeden
             po drugim na grzbiet i tak ciągle: jeszcze cios i jeszcze przekleństwo. Tak
             począł się mój garb. Każde dziecko, które nie ma rodziców i zostaje rzucone
             między ludzi, ma szansę dostania garbu, jak to jest u mnie.
                – Sądzisz, że jak podrosnę, też będę miał garb? – pytam przestraszony.
                Chaim długo milczy, patrzy na mnie z troską.
                – W pewnej mierze to zależy także od ciebie.
                – To co robić?
                Chaim zbliża się do mnie, rozgląda uważnie wokół i zdradza mi tajemnicę:
                – Kiedy zaczną cię bić, kląć, nigdy się nie odwracaj. Zawsze stój twarzą
             w twarz z przekleństwami. Jeżeli raz jeden nie będziesz dość silny i się obrócisz,
             jesteś stracony. Przekleństwa padną na grzbiet i to będzie początek garbu.  97
   92   93   94   95   96   97   98   99   100   101   102