Page 100 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 100

zagrzmiało z nieba, wszystko, co złe, zadrży ze strachu. A grzmoty będą jak
           tysiące armat, aż wszystko, co krzywe…
             Chaim nie kończy zdania. Po kilku chwilach zastanowienia dodaje:
             – To będą dzieje nowego świata, a w świecie tym nie będzie ani zia-
           renka kurzu, a niebo będzie przejrzyste jak oczy dziecięce, słońce będzie
           wszystkich ogrzewać bez żadnej dyskryminacji, nie będzie ciemnych izb
           biedaków. To będą czasy Mesjasza, cały świat będzie jedną wielką rodzi-
           ną. – Chaim uśmiecha się sam do siebie. – I wyobraź sobie, Awrumie
           Lajb, chodzisz ulicą i wszyscy cię pozdrawiają: „Pokój z tobą, reb Awrum
           Lajb”.
             Zamyka oczy. Promień czasów Mesjasza rozświetla mu twarz. Chaim nagle
           jest ładny, wyprostowany.
             – Czy Chana też nie będzie kląć? – pytam z powątpiewaniem.
             – Oczywiście, przecież to czasy Mesjasza. Wszystko będzie białe, jak chałka
           u bogaczy w szabas.
             – A co z Wolffem i jego żoną, oni także zginą?
             – Tak – odpowiada Chaim krótko.
             – A syn ich, Cajnek, także zginie?
             – Także!
             – I wtedy wróci moja mama?
             – Jeśli ma garb, wróci!
             – Chaimie, ona ma garb na nosie, czy to wystarczy?
             – Tak, Awrumie Lajb, garb na nosie wystarczy. I wtedy mama twoja wróci
           i zawsze już będziecie razem.
             Jakie to szczęście, że mama ma garb na nosie.
             Chaim zasnął. Wieczorem dostał wysokiej gorączki. Sprowadziłem fel-
           czera Świdra. To ten sam, co leczył męża Malki. Felczer Świder był wysoki,
           chudy. Nosił sztywny kołnierzyk i okulary bez oprawki. Zbadał Chaima
           i zatroskany rzekł:
             – Myślę, że kręgosłup został uszkodzony. Niewiele jest do zrobie nia.
             Malka delikatnie mnie obudziła.
             – Awrumie Lajb, przynieś od starej Towy leki, które felczer zapisał.
             Noc nie przyniosła ze sobą żadnej poprawy. Malka i ja zmieniliśmy wilgotne
           kompresy na czole Chaima, chcieliśmy obniżyć gorączkę. Ciężko oddychał.
           Jego palce miętosiły kołdrę. Żona jego siedziała na krześle naprzeciwko łóżka.
           Przyglądała się Chaimowi wzrokiem pełnym pretensji za to, że już nie będzie
    100    miała kogo przeklinać.
   95   96   97   98   99   100   101   102   103   104   105