Page 81 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 81

– Zdejm suknię! – powiedział ze złością męski głos.
                – Zimno mi – powiedziała mama.
                Mama leżała na wpół naga z rozkraczonymi nogami. Na niej leżał nago
             mężczyzna w olbrzymich butach. Nogi mamy spoczywały na jego plecach.
             Ruchy ich były coraz szybsze. Zamknąłem oczy. Nie chciałem tego widzieć.
             Czułem wstyd i bezradność. Auto zatrzymywało się trzy razy i kierowcy
             zamieniali się między sobą.
                – Aha! Masz mamę całkiem do rzeczy! – powiedział jeden z nich.
                W końcu mama się ubrała. Auto się zatrzymało i ubrana mama usiadła
             koło mnie w kabinie.
                – Awrumie Lajb…
                Nie odpowiedziałem i z całej siły ją kopnąłem. Mama odsunęła się ode
             mnie. Przylgnąłem do drzwi. Twarz jej była spokojna, prawie bez zmarszczek.
                – Jesteś dzieckiem i nic nie rozumiesz!
                Zdążyłem jeszcze zobaczyć mamy rękę delikatnie gładzącą nogę kierowcy.
                Mama jest mi taka obca. Każda jej próba zbliżenia się do mnie oddala ją
             ode mnie coraz bardziej. Po prostu nie mogę zapomnieć jej ręki głaszczącej
             nogę kierowcy. Może to w ogóle nie jest moja mama? Może mnie zamienili
             z kimś innym? Tyle różnych myśli krążyło mi po głowie! Może będę miał
             okazję uciec! Teraz zbliżamy się do urzędu gminy, tam spotkamy sekretarza.
             Może zdążę uciec, zanim tam dojedziemy! Kto mnie teraz uratuje?
                – Mamo, czy są jeszcze zbójcy na świecie?
                – Świat jest pełen zbójów.
                Wreszcie jakaś nadzieja.
                – Gdzie oni są?
                – Wszędzie. A teraz milcz i ładnie się zachowuj. W domu sierot przynaj-
             mniej nie będziesz głodny. Mam nadzieję, że cię tam przyjmą.
                Nie mogę się dostać do domu sierot z powodu braku miejsc. Tego
             dowiedzieliśmy się od gminnego sekretarza. Ma głowę ozdobioną bro-
             dą, szeroką twarz, oczy małe, błyszczące jak rodzynka w garnku z gęsim
             smalcem.
                – Ja, to znaczy my, sprawdziliśmy wszędzie, nie ma miejsc. Tak, naszemu
             narodowi nie brak nieszczęść – powiedział sekretarz.
                – Ja się stąd nie ruszam. Dokąd z nim pójdę? Pozostało mi tylko samobój-
             stwo. Gdzie jest żydowskie serce, pomóżcie!
                Sekretarz przygląda mi się obojętnie, po czym spogląda na mamę. Zupełnie
             tak jak kierowca. Wzrok jego uparcie pełza po mamie. Jeżeli będę zbójcą, jego   81
   76   77   78   79   80   81   82   83   84   85   86