Page 80 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 80

Postać mamy zlała się z ciemnością nocy. Od czasu do czasu zjawiała się
           w świetle księżyca. Zrobiło się zimno. Przykryliśmy się wełnianym, szydeł-
           kowanym szalem. Byliśmy tacy bliscy i tacy dalecy.
             – Co będzie z tobą, Awrumie Lajb? Co z ciebie wyrośnie? Boję się nawet
           myśleć o tym. Jeżeli nie dom sierot, znowu pójdziesz do cioci Ester?
             – Ciocia Ester była dla mnie dobra!
             – Milcz, nie chcę o niej słyszeć!
             Nagle dostrzegliśmy dwie lampy. Pasemka światła ciężko pełzły na końcu
           drogi. Teraz dolatywał kaszel motoru.
             – Chodź, staniemy na drodze, może samochód się zatrzyma.
             Stanęliśmy na drodze, wymachując rękami. Światła lamp zbliżały się do
           nas jak toporne zwierzę z mrugającymi oczami. Były żółte i wszystko w tym
           świetle zdawało się blade i zmęczone.
             – Dokąd to? – Z brzucha zwierzaka wydobył się męski głos.
             – Do Łodzi!
             W kabinie był widocznie jeszcze jeden człowiek, bo doszły nas głosy
           rozmowy. Ten drugi głos widocznie sprzeciwiał się, by nas zabrać. Mama
           szybko, ale lekkim krokiem zbliżyła się do auta. Zdziwiony, przyglądałem
           się. Nigdy bym nie przypuszczał, że mama potrafi się tak poruszać. Do uszu
           moich dochodziły urywki rozmów.
             – A co z dzieckiem? – spytał ochrypły głos.
             – Poczekamy, aż zaśnie.
             – To długo potrwa.
             – To niech dziecko siedzi w kabinie, a my się zamienimy. Ty, Władek,
           wejdź pierwszy. Z tyłu jest słoma. Skończ szybko.
             – Wejdź do kabiny! – zaszeptała mi mama. Głos jej był obcy, groźny i przy-
           pominał głos cioci Ester w czasie jej dyskusji z woźnicą. – Awrumie Lajb, nie
           mamy innego wyjścia. Jeżeli zostaniemy tu na noc, może być jeszcze gorzej.
           Wejdź do kabiny! – Mama pchnęła mnie ordynarnie.
             Kierowca nosił płaszcz z podniesionym kołnierzem, który zakrywał mu
           całą twarz.
             – To jest twoja mama? – zapytał płaszcz.
             – Tak!
             Nad moją głową było lusterko. Płaszcz zaczął nucić jakąś wojskową melodię.
           Lampy samochodu rzucały światła, ostrożnie badały drogę.
             – Aha! Ładną masz mamę, co? – spytał płaszcz.
     80      W lusterku widziałem leżącą mamę z zadartą suknią.
   75   76   77   78   79   80   81   82   83   84   85