Page 76 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 76
wycierpiały. – Byczkowa uderzyła pięścią w stół. – Nie chcę go widzieć, nie
chcę go, go, go!
Trzęsła się na całym ciele. Trzęsła się też jej głowa otulona w chustkę i włosy
opadające na oczy. Nos jej wystawał jak marchew z dwiema dziurami. Jej pupa
nie pozostawała w tyle, tańczyła samodzielnie w dół i w górę, w prawo i w lewo.
– Ale jak mogę zabronić mu wychodzenia z pokoju?
Byczkowa ulotniła się w rytm tańca swojej pupy. Nawet nie pokiwała
rękoma. Mama ulotniła się za nią. Zostałem sam. Tylu przygód, tylu rzeczy
chciano mnie pozbawić. Będę stale zamknięty w pokoju, będę oglądał świat
przez okno.
Okno było wysoko i tylko mały skrawek nieba można było przez nie zoba-
czyć. Para niebieskich motyli fruwała ponad kwiatami. Teraz motyle straciły
barwę i zrobiły się szare. Także kwiaty zatraciły swoją czerwień i zamknęły
się w sobie.
Z daleka na horyzoncie widać było las. Las, którego nawet Byczkowa nie
potrafiła usunąć z widnokręgu. Las, a w lesie kryją się zbójcy. Oni zrobili mi
się tak bliscy, bardziej bliscy niż mama, która potrafi tylko płakać i się żalić.
Wykradnę się nocą, poczekam, aż się zjawią. Chyba każdy z nich ma brodę
do kolan. Na biodrach mają wielkie noże, a w rękach pistolety. Herszt bandy
z kolorowymi piórami we włosach, jako znak dowódcy, chyba mnie zapyta:
„Awrumie Lajb, w czym ci możemy pomóc?”. Przecież i Baruchowi pomogli
i dali mu dużo pieniędzy. Teraz gnębiła mnie myśl, co pocznę z dużą sumą
pieniędzy. Nigdy nie myślałem, że będę miał problem, co począć z pieniędzmi.
Po pierwsze: kupię dom otoczony kwiatami. W kuchni będą stały duże,
czarne, metalowe garnki, tak jak to jest u bogaczy. A w każdym garnku inna
potrawa. W jednym będą kartofle z mięsem. W drugim czerwonawy cymes
z rodzynkami.
„A co z Byczkową?” – na pewno spytają mnie zbóje. Hm… wahałem się.
Byczkowa będzie mieszkała w małym pokoiku i całymi dniami będzie gotować.
I każdemu biedakowi, który zapuka do drzwi, poda duży talerz wszystkiego,
czego biedak sobie zażyczy.
Gdyby mama była koło mnie, wtajemniczyłbym ją w ten tak prosty,
a niezwykły pomysł. „Co?” – spytałaby mnie ze złością. Z wyrazu jej twarzy
zrozumiałbym, że projekt upadł. Nie mam z kim się podzielić myślami, pla-
nami. Wszyscy są przeciwko mnie.
Drzwi do ogrodu były otwarte. Jakiś ptak zagwizdał pogardliwie, po-
76 tem stanął na ziemi, zaczął tańczyć i wymachiwać ogonem w dół i w górę.