Page 86 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 86

Skromność, bieda, te wielkie dłonie z odciskami, jej niewyszukany język,
           wszystko to zaczęło mi się podobać. Jakieś ludzkie ciepło promieniowało
           z niej, z całej jej postawy.
             – Głodny jesteś?
             – Tak!
             – To mi się podoba, my się zaprzyjaźnimy.
             Zacząłem nabierać do niej zaufania. Malka zbliżyła się do mnie i pogłaskała
           po głowie. Ja tego nie znoszę. To mnie nachodzi instynktownie, nie panuję
           nad tym. Ugryzłem ją z całej siły w rękę, kopnąłem w kolano, skoczyłem
           i skryłem się za stołem. Sprawdziłem, co leży na stole, czym mógłbym się
           bronić. W pokoju był bałagan. Malka krzyczała, mama także. Dłoń Malki
           była pokryta krwią.
             – Przeproś! – krzyczała matka.
             – Nie przeproszę! – Trzymałem w ręku duży widelec. – Jeżeli ktoś się
           zbliży, będę się bronił.
             – Diable, to przeklęta krew twego ojca!
             Nagle spostrzegłem łzy w oczach Malki. Widocznie bolała ją ręka.
             – Uspokój się, dziecko, uspokój! Awrumie Lajb, my nie jesteśmy przeciwko
           tobie.
             – On jest dziki, co mogę począć? – rzekła mama.
             Przemknęła mi przez głowę myśl: znowu ja jestem winien. Tak jak za znisz-
           czenie kwiatów. Chciałem powiedzieć, że żałuję, a zamiast tego wyrwało mi się:
             – Jeżeli ktoś się do mnie zbliży, zabiję go!
             Opanowało mnie zmęczenie. Czułem się tak, jakby mnie przykryto pucho-
           wą kołdrą. Głosy Malki i mamy znikły. Zdążyłem jeszcze zobaczyć palec Malki
           podniesiony do góry, podobny do suchej gałęzi. Rzucał na ścianę długi cień.
             Mama nisko opuściła głowę.
             – Nie gniewam się na niego! – zapewniała Malka mamę. – To jest to, cze-
           go go życie nauczyło. Mam siedem córek, on będzie ósmy. Zawsze mieliśmy
           czeladników. Była jedna kobieta, nazywała się Bajla, i podobnie jak ciebie
           mąż ją opuścił. Może chcesz zostać u nas parę dni, aż chłopiec się uspokoi?
           Przyzwyczai do nas?
             – Nie mogę, muszę jechać. Ale zanim pojadę, powiem ci: to jest dziki
           chłopak, ale o dobrym sercu. Zwróć uwagę, by się nie bawił z gojami. Przy
           okazji przyślę pieniądze, żebyś go posłała do chederu na naukę.
             Zdążyłem jeszcze zobaczyć śmieszne cienie Malki i mamy. Cienie te szybko
     86    poruszały podbródkami, jak gdyby jadły ciepłe kartofle.
   81   82   83   84   85   86   87   88   89   90   91