Page 85 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 85
– Mamo, uciekajmy stąd, ja się boję.
– Dokąd? – Głos mamy był tępy jak stukot jakiegoś przedmiotu, co spada
na ziemię.
Naprawdę wszystko stracone. Na klatce schodowej był straszliwy odór,
który ciągle się wzmagał. Zanim dotarliśmy do drzwi, mama rzekła:
– Cokolwiek by się stało, nie sądź, że cię opuściłam. Jeżeli cię nie odwie-
dzę, to znaczy… – Tu zamilkła, jak gdyby szukała właściwych słów, ale już
nic nie powiedziała.
Dlaczego wtedy, kiedy człowiekowi jest źle, jest on tak straszliwie samot-
ny? Gdzie jest Kazik, gdzie jest Godel, który wszystko wie. Przypomniałem
sobie jego słowa: „My, złodzieje, nigdy nie opuszczamy przyjaciela w biedzie”.
To może warto być złodziejem? Czemu mama moja się tak upiera, bym był
przyzwoitym człowiekiem? Abym się uczył w chederze? Żebym był dobrym
Żydem? Ci wszyscy to zdrajcy. Czemu mama mnie zdradza i pozostawia
samego? Wszystko przeze mnie. Nie powinienem był zniszczyć kwiatów.
Właściwie, to mnie nic nie obchodzi. No, zniszczyłem kwiaty! Należało im
się. Dlaczego śmiały się ze mnie? Zniszczyć, zniszczyć wszystkie kwiaty na
całym świecie! Nie tylko zniszczyć, trzeba spalić cały świat. Nienawidzę,
nienawidzę, nienawidzę!
Przyjęła nas kobieta wyższa od mamy, o grubych, męskich rysach twarzy.
Spod peruki przyglądała nam się para bystrych, czarnych oczu, jak u myszy.
Weszliśmy do zakopconego, niskiego pokoju. Kiedy kobieta stała wyprosto-
wana, wydawało się, że głową podtrzymuje sufit. Na stole pełnym rozmaitych
rzeczy tliła się naftowa lampa. Meble były stare, zalatywał od nich odór
krowiego łajna.
– Już niepokoiłam się o was! – powiedziała kobieta męskim głosem.
– Trudno znaleźć, zwłaszcza nocą.
– Oczywiście, oczywiście!
Stoimy w środku pokoju i przyglądamy się sobie nawzajem.
– Jak się nazywasz, chłopcze?
– Awrum Lajb.
– A ja nazywam się Malka i tu pracuję. – Pokazała ręką kupę krowich
kiszek. – To jest moje utrzymanie. Czyszczę dla rzeźnika Mosze Srula. –
Nagle, jak gdyby przypomniała sobie coś bardzo ważnego: – Co ze mnie za
gospodyni? Stoimy tu jak słup telegraficzny, a wy zapewne jesteście głodni.
A ja, zamiast was czymś podjąć, stoję i gadam. Siadajcie, proszę. Może placki
smażone na gęsim smalcu? 85