Page 74 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 74
Stało się to w piątek. Słońce dawno znikło za horyzontem. Uczeń jesziwy
natknął się w lesie na grupę kupców. Kupcy nie byli uczeni w sprawach Tory.
Kiedy trzy gwiazdy pokazały się na niebie, nie potrafili należycie przywitać
szabasu. Poprosili ucznia jesziwy, by zrobił to także w ich imieniu.
Baruch, tak się nazywał ten uczeń, był bardzo bogobojny, więc zaczął się
z całego serca modlić. Po modlitwie kupcy rozpakowali swoje zapasy jadła.
Kupcy byli bogaci i każdy z nich wypakował czarny chleb z rodzynkami,
pieczoną kurę, rozmaite owoce. Nie zwracali uwagi na głodnego Barucha,
który przysiadł pod drzewami. Baruch był taki skromny, że nie śmiał prosić
o trochę jadła. Nie tylko on pozostał głodny, także woźnica, który przywiózł
kupców. Baruch poprosił ich, by każdy z nich dał kromkę chleba dla woźnicy,
dla siebie nie prosił.
– Nie proszę dla siebie. Proszę dla woźnicy. Prawda, on jest goj, ale, jak to
jest napisane, niewolnikami byliśmy w Egipcie i tam także byliśmy głodni.
Trzeba o tym pamiętać i podzielić się strawą z woźnicą.
– Jeżeli jesteś taki dobry, daj mu ze swego. Kto wie, jak długo jeszcze bę-
dziemy w drodze i może my, nie daj Boże, będziemy głodni?
Baruch milczał. Nagle przypomniał sobie, że w jednej z kieszeni został
suchy kawałek chleba sprzed paru dni. Przełamał ten kawałek chleba na dwie
części, podzielił się z woźnicą, przepraszając:
– To wszystko, co posiadam. Przepraszam cię, ale jestem biedny.
– Teraz nie mogę ci podziękować, ale nadejdzie moment, kiedy to zrobię
– rzekł na to woźnica. Przysiadł obok Barucha, posolił chleb i zaczął jeść.
Nazajutrz rano ruszyli w dalszą drogę.
– Chodź, jedź ze mną! – poprosił woźnica Barucha. – Ty jesteś Żydem,
ale masz Boga w sercu. Chodź, jedź ze mną, nie pozostawiaj mnie samego ze
złymi ludźmi.
Baruch, z litości nad woźnicą, zgodził się.
Las ciemniał coraz bardziej. Drzewa były coraz gęstsze, gęstsze. Wóz
z trudem przedzierał się przez gąszcze.
Nagle kupcy zadrżeli ze strachu. W ciągu sekundy otoczyła ich banda zbó-
jów. Kupcy ze strachu nie stawiali żadnego oporu. Zbóje powiązali kupców
sznurami i zawlekli do swoich kryjówek. Tam ich doszczętnie obrabowali
z pieniędzy i ze złota i nagich wyrzucili w las. Z rozpaczy kupcy zaczęli się
modlić do Boga. Prosili o ratunek. O północy zbóje zabrali kupców do wiel-
kiego spichlerza i tam im powiedzieli, że herszt bandy chce ich zobaczyć. Po
74 krótkim czasie wyszedł do nich.