Page 70 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 70

Na stole, obok ubrań, stoi niebieska, blaszana puszka. Jest na niej obrazek
           wsi pełnej drzew. Obok bosy człowiek gra na gitarze. Człowiek ten ma duże
           wąsy i uśmiech na twarzy. Przy nim stoi kubek kakao. Nie ma Byczkowej, nie
           ma mamy. Zostałem sam z człowiekiem z gitarą. Spaceruję między drzewami
           ubrany w marynarskie ubranko. Miejscowi ludzie podziwiają złote guziki.
           Siadam obok pana z gitarą. Obydwaj pijemy kakao.
             Nagle wieś się ulatnia. Zamiast wsi, pana z gitarą, kakao, zachwyconego
           tłumu stoi Byczkowa z nożyczkami w ręku.
             – Ja chcę guziki, te guziki są moje! – wrzeszczy Jankele.
             Z każdym odciętym przez Byczkową guzikiem znikają człowiek, kakao
           i zdradliwy tłum.
             – Śmieci dostaniesz, a nie guziki – powiada Jankele i pokazuje mi język.
             – Jak urosnę, zabiję was wszystkich.
             Nagle obok syna zjawia się Byczkowa.
             – Zabijesz nas? I to za moje dobre serce? Ja hoduję pod moim dachem
           mordercę. Ty zakończysz życie w więzieniu! – wrzeszczy i znika.
             Mama bije mnie z pasją.
             – Jak nas wygonią, dokąd pójdziemy, co? Nieszczęście ty moje!
             Krew cieknie mi z nosa. Nie mam pretensji do mamy. Ze zmęczenia
           zasypiam. We śnie zjawia się ojciec. Diabeł trzyma Jankele, a ojciec stoi nad
           nim z siekierą:
             – Muszę cię zabić, ty się znęcasz nad moim synem!
             Przerażony Jankele błaga:
             – Awrumie Lajb, powiedz ojcu, żeby mnie nie zabijał.
             – A guziki mi oddasz?
             – Na Boga, zwrócę ci!
             – Dobrze, ojcze, nie zabijaj go.
             Nie jestem pewien, czy zachowałem się właściwie.
             Na letnisko jedziemy pociągiem, w oddzielnym, pełnym waliz przedziale.
           Hadaske i Jankele siedzą obok okna i stroją miny do mijanych po drodze
           chłopów. Wiatr porusza zielone pola, wierzchołki drzew. Nad nimi jest błękit
           nieba. Pociąg z trudem dyszy z wielkiego wysiłku, by unieść tyle waliz pani
           Byczkowej. Koła pociągu skarżą się, zgrzytając zębami: „Byczkowa, Byczkowa,
           Byczkowa…”. Odpowiadają im gwizdy lokomotyw: „Jaka ona ciężka, uf, uf,
           uf, jaka ona ciężka”.
             Na jednej ze stacji wchodzi do pociągu duża grupa dzieci w mundurkach,
     70    z ogolonymi głowami jak więźniowie. Wszystkie dzieci mają duże uszy.
   65   66   67   68   69   70   71   72   73   74   75