Page 68 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 68
Bardzo interesuje mnie ostatnio sprawa zabójstwa. Od jakiego wieku
wolno już zabijać.
– Mamo, kiedy już będę duży?
– Z boską pomocą wyrośniesz!
– Tak, ale kiedy? W jakim wieku wolno mi już będzie zabijać?
– Awrumie Lajb, nieszczęście ty moje, nie chcę słuchać takiego gadania.
Oj, co z ciebie wyrośnie? Zamiast gadać takie głupstwa, idź pobaw się z Jan-
kele. Ruszaj na dwór.
– Nie chce mi się.
Mama odwraca się do ściany i milczy. Szkoda, żeśmy opuścili mieszkanie
reb Welwla, tam byliśmy sami. Prawda, głodowaliśmy, lecz to nie nowość.
Tutaj mamy co jeść, ale w poniżeniu.
Teraz za karę nie wolno mi wyjść z pokoju, bo ugryzłem w palec Symche,
syna gospodarza. Przysięgam, że to on zaczął. Wprawdzie nie ze mną, ale
z Benjaminem, starym, wiecznie pijanym domokrążcą. Benjamin pach-
nie ulicą Zgierską – czosnkiem i cebulą. Symche pachnie sytością, czeko-
ladą. Sądzę, że gdyby mój tata widział, jak wojuję z chłopcem dwa razy
wyższym ode mnie, byłby bardzo ze mnie dumny. Nienawidzę bogaczy.
Myślę, że zamiast duszy mają duży garnek z jadłem. Potrafią tylko jeść,
jeść, jeść.
Na mojej mamie można polegać. Jedno co potrafi, to płakać. Diable, zrób,
abym był już starszy! Mama wstała, nie spojrzawszy na mnie. Nie wiem,
dlaczego jestem jej nieszczęściem. Bardzo mnie boli to oskarżenie. Taki
jestem niepotrzebny!
Z kuchni dochodzą głosy: podniesiony pani Byczkowej i płaczliwy mamy.
– Powiedz, co ja mogę zrobić? Wyrzucić go na ulicę? Już raz to zrobiłam
i dotychczas serce pęka mi z żalu. Kocham go nie mniej, niż ty kochasz swoje
dzieci. Prawda, on jest trudnym dzieckiem, ale to nie jego wina.
– Nie, nie, nie mogę go zabrać z nami!
– No to co ja z nim pocznę?
– Oddaj go do domu sierot. Znam jedną panią, która zawiaduje takim
domem. Ona przyjdzie w sobotę, będziesz mogła z nią porozmawiać.
Długa cisza. Aha, oni chcą, żebym poszedł do sierocińca jak Kazik. I dwie
wielkie żaby zawloką mnie do auta. Nie, nie dam się! Będę gryzł, drapał,
bronił się. Nie pójdę tam. Uciec, uciec daleko stąd. Od pani Byczkowej, od
Hadaske, od Jankele.
68 Szybko pakuję koc, chleb, nóż i czarny sweter mamy. Butów nie warto