Page 64 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 64
Tam, gdzie kiedyś była stajnia, znajduje się teraz magazyn reb Pesacha. Nocą
zakradłem się na dach i zaglądnąłem do wnętrza. Wszystko się zmieniło. Nie
było śladu koryta ani stryszku, na którym spałem. I tam coś zamarło, i tam
było smutno. Stajnia pełna była teraz skrzyń i trocin. Zamieniła się w przystań
dla ptaków, szczurów, kotów.
Szajndele (ta z warkoczami), w odróżnieniu od Szajndele z łysiną (z po-
wodu jakiejś choroby), wyszła za mąż za jakiegoś bogacza i pojecha ła do
Ameryki. Prawda, że mnie to trochę bolało, bo bardzo ją kochałem. Jasne, że
nie mówiłem o tym nikomu oprócz Szmelke, ale on umiał strzec tajemnicy.
Nawet Szajndele nie miałem odwagi opowiedzieć o tym. Zawsze milcza-
łem w jej towarzystwie. Czasami pociągnąłem ją za warkocz i uciekałem.
Teraz ona jest w Ameryce. Może gdybym umiał pisać, napisałbym do niej
list i opowiedział jej o mojej miłości do niej. Napisałbym jej także, że jeżeli
któregoś dnia postanowi opuścić swojego bogacza, jestem gotów się z nią
ożenić. Ale po pierwsze nie umiem pisać, a po drugie musiałaby czekać,
aż podrosnę.
W mieszkaniu reb Welwla, w którym teraz mieszkamy, niewiele się zmieniło.
Reb Welwel jest już bardzo stary i chory i zamieszkał u swoich synów. Żona
Pejsacha mieszka u swoich córek. Mieliśmy szczęście, że meble były prawie
zgniłe i nikt nie chciał ich kupić. A co gorsza, są pełne robactwa. Reb Welwel
zostawił też łóżko z puchową kołdrą. Prawda, że była podarta, ale moja mama
ją naprawiła. Teraz jest pełna łat, ale najważniejsze, że można się nią przykryć
i oboje z mamą śpimy pod nią.
Mieliśmy jeszcze jedno wielkie szczęście: piec, który reb Welwel zosta-
wił, nie nadawał się do sprzedaży, bo był zbudowany z ce gieł i wbudowany
w ścianę. W piecu znaleźliśmy kilka garnków, nakrycie, olbrzymią patelnię
i gliniane, szabasowe lichtarze. Mama moja mówi, że to cud z nieba. Może
ma rację. Myślę, że Bóg zaczął się do nas uśmiechać. Skąd ja to wiem? Bar-
dzo proste: kiedy weszliśmy do mieszkania, usiedliśmy na łóżku i mama, jak
zwykle, zaczęła płakać.
– I co teraz z nami będzie, Awrumie Lajb? Nie mamy niczego, ani co jeść,
ani opału do pieca.
W mieszkaniu było bardzo zimno i wilgotno. Siedzieliśmy i milczeliśmy.
Nie mieliśmy o czym ze sobą mówić. Właściwie to mógłbym mamie coś
niecoś opowiedzieć, na przykład, że matka Godla gotowa nam jest pomóc
albo opowiedziałbym jej o diable, którego spotkałem. On nam na pewno
64 pomoże. Jednak lepiej jest milczeć.