Page 61 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 61

Już chciałem zrezygnować i rzucić ser. Niech go zeżre, niech się udławi!
                – Ja cię złapię, ja cię zabiję i zrobię z ciebie masę serową!
                Nie miałem najmniejszej ochoty zamienić się w masę serową, a już na
             pewno nie z rąk tej chłopki.
                Nie wierzyłem, że ser może być taki ciężki. Ja także kilkakrotnie upadłem.
             Byłem mokry, pokryty błotem i, co gorsza, czułem zbliżający się ciężki oddech
             chłopki. Oto mnie dogania!
                Dwie rzeczy uratowały mnie z jej rąk. Po pierwsze, chłopka wpadła do
             głębokiego kanału wody. Tylko jej głowa wystawała ponad strumień. Po
             drugie, skoczyłem przez jakiś drewniany płot. Z trudem oddychałem. Poza
             płotem słyszałem jeszcze krzyki chłopki. Nagle zrobiło mi się bardzo smutno.
             Czułem rodzaj wstydu.
                Przyjrzałem się głowie żółtego sera pełnej dużych dziur i moim zabłoco-
             nym rękom. Przysiadłem pod płotem, ułamałem kawałek sera i wepchnąłem
             do ust. Był gorzki, obrzydliwy. Całą głowę sera rzuciłem do płynącej wody,
             która go porwała.
                Bardzo się ucieszyłem. Siedziałem długo, bez sił, zamroczony, bez chę-
             ci wstania. Deszcz przestał padać. Zawiał zimny wiatr. Szukałem schro-
             nienia. Przede mną był duży teren pokryty wodą. Chmury pląsały dziko
             w wodzie. Nagle pomiędzy obłokami pojawił się barak. Dookoła niego
             kołysały się drzewa smagane przez wiatr. W oddali spotykały się chmu-
             ry na niebie z tymi w wodzie. Z baraku dochodził ludzki głos. Nie mo-
             głem się zbliżyć. Olbrzymi, uwiązany pies szczekał jak szalony. I szczerzył
             na mnie zęby.
                Drzwi się otworzyły. Na progu stanął Jankele z wielką głową. Nazywali
             go „Jankele Arbuz”. Zdumiałem się, kiedy go zobaczyłem.
                – Awrumie Lajb, co ty tu robisz? – spytał zdziwiony.
                Nagłe poczułem zawroty głowy, mdłości i zacząłem zwracać. Jankele znikł,
             by za chwilę zjawić się w chmurze. Jego głowa rosła jak balon. Strasznie się
             bałem, że pęknie. W drzwiach ukazał się jeszcze jakiś człowiek, a obok dziecko.
             Oboje zamiast głów mieli tylko obłok z oczami i ustami. Potem poczułem, że
             leżę na kocach. Było mi gorzko w ustach. Nad sobą zobaczyłem drewniany
             sufit. W mojej głowie stukały małe młotki. Później stukanie młotków słysza-
             łem już z daleka. Powoli oddalały się i słabły. Kiedy się obudziłem, siedział
             przy mnie Jankele.
                – Co ci się stało, Awrumie Lajb? A jeżeli ciężko ci mówić, odpocznij,
             później mi opowiesz.                                                  61
   56   57   58   59   60   61   62   63   64   65   66