Page 60 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 60

Wędrowałem po rynku bez celu. Było mnóstwo owoców, serów żółtych
           i białych. Obok wisiały kiełbasy pomiędzy brązowymi, świecącymi bochen-
           kami chleba z kminkiem. Zapachy docierały do mnie przez usta, oczy, uszy.
           Po prostu słyszałem je. Na przykład zapach pokrojonego chleba z rodzynkami
           świecącymi jak małe, czarne oczęta. Chleb wyraźnie ze mnie drwił: „A wiem,
           jesteś głodny, no to weź mnie, ukradnij. Jestem taki smaczny, zjedz mnie!
           Mam smak raju!”. Stosy serów zaczęły mnie wyśmiewać: „Czy wiesz, co to
           jest chleb z serem?”.
             Nagle wybuchnąłem śmiechem, bo sery zaczęły kłócić się między sobą,
           który z nich jest smaczniejszy. Oj, z radością rozstrzygnąłbym ich spór. To
           znaczy popróbował z każdego po kawałku i wtedy mógłbym postanowić,
           który z nich jest smaczniejszy. Jako sędzia jednak wybrałbym kiełbasy. Długie,
           grube, pełne godności, jak bogacz między biedakami.
             Obok mnie stały dwa chude, biedne psy z wywalonymi jęzorami. Przyglą-
           dałem się im, a one mnie. Jestem pewien, że myśleliśmy o tym samym. Nasza
           obecność zaniepokoiła widocznie chłopkę.
             – Czego się gapicie? A sio, zwiewajcie stąd!
             Z bólem serca musiałem się rozstać z tymi dobrymi rzeczami i zadowolić
           liśćmi kapusty rozrzuconymi na ziemi. Między nimi było też parę prawie
           nietkniętych gruszek. Nagle niebo zaciemniło się. Zimny, zwariowany wiatr
           zaczął szaleć między straganami, wyjąc gniewnie: „huhu, hihi!”.
             Wiatr naśmiewał się z właścicieli straganów. Jakże mu zazdrościłem!
           Chętnie zrobiłbym to samo! Sądzę, że ten wiatr mnie rozumiał. Po prostu
           miałem ochotę mu bić brawo! Zwłaszcza kiedy jedną stertę serów zmiotło.
           Zaczęły się turlać we wszystkie strony. Jedna głowa sera przyturlała się aż do
           mnie. Chłopka zaczęła krzyczeć, biegać za serem, za mną. Wszystkie anioły
           pilnujące ulicy Zgierskiej były po mojej stronie, bo w tym właśnie momencie
           spadł ulewny deszcz. Biegłem, szukałem schronienia z tą ciężką głową sera
           na ręku. Chłopka nie miała szans, by nas złapać. Była gruba, ubrana w kupę
           spódnic we wszystkich kolorach.
             W ciągu chwili rynek pokrył się kałużami. Deszcz się wzmagał. Wszy-
           scy  szukali  schronienia.  Większość  chłopów  skryła  się  pod  wozami,
           część z nich przykryła się brezentami i przez szparki wyglądała na świat.
           Czułem wyraźnie ich wzrok. Wszyscy poddali się burzy, deszczowi, wi-
           chrowi prócz właścicielki głowy sera. Kilka razy poślizgnęła się i osiadła
           w kałuży.
     60      – Oddaj ser, ty sukinsynie! – wrzeszczała histerycznym głosem.
   55   56   57   58   59   60   61   62   63   64   65