Page 62 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 62
Przyglądał mi się swoimi jasnymi oczyma bez wyrazu. Jak gdyby oczy znaj-
dowały się daleko od głowy albo fruwały nad nią. Uchodził za nieszkodliwego
wariata. Kobiety w ciąży nie zbliżały się do niego w obawie przed urokiem.
Głos Jankele był spokojny, powolny, dochodził z daleka albo z brzucha.
Zawsze miałem to wrażenie, że złożony jest z cząstek i że każda cząstka pra-
cuje oddzielnie.
Po śmierci jego ojca matka uciekła, podobno z gojem. Jankele został sam
z siostrą, Fajgełe. Fajgełe miała złote włosy i błękitne oczy. Spotkało ją szczęście.
Bogata rodzina zaadoptowała ją, tak jak Hejnecha. Raz jeden spotkałem ją
z grubą kobietą, obwieszoną świecidełkami jak choinka. Fajgełe nosiła białą
sukienkę i czerwone pantofelki. Pozdrowiłem ją, ale ona mi nie odpowie-
działa. Jankele znikł z podwórza. Były słuchy, że się dołączył do Cyganów
i że z nimi wędruje.
– To jest Antoni – przedstawił mi pana w futrze – a to jego córka, Ali-
na. – Obydwoje siedzieli w kąciku, widziałem tylko ich cienie. – Ja z nimi
mieszkam. To są goje, ale dobrzy ludzie! A potem dodał: – Godel cię szuka!
– Mnie? – zdziwiłem się.
– Tak, twoja mama wróciła i też cię szuka. Mieszka w domu skarbnika,
Welwla.
Bardzo to było dziwne, że mam matkę, że ktoś mnie szuka. Wcale się nie
cieszyłem, byłem zupełnie obojętny.
– Awrumie Lajb, ty nie dasz rady, musisz wracać.
Z ciężkim sercem zgodziłem się z nim.