Page 55 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ciotka Ester”.
P. 55
Nie rozumiałem, ale bałem się przyznać. Tylko spytałem:
– Dlaczego on jest nagi? Przecież co to za trudność dla Pana Boga kupić
mu nawet tysiąc ubrań i tysiąc par butów! Dlaczego on nie ma ubrania?
Wojciech, zmieszany, poskrobał się w głowę.
– Pan Bóg kupił mu, ale Żydzi mu ukradli, bo wszyscy Żydzi to złodzieje
– odpowiedział.
Chciałem powiedzieć Wojciechowi, że Żydzi, których ja znam, nie po-
siadają ani jednego ubrania, ani jednej pary butów. Fakt, ja jestem Żydem
i noszę koszulę, w której jest więcej łat niż materiału. Kiedy jednak spojrza-
łem w malutkie oczka Wojciecha, bardzo podobne do oczek świni na furze,
zrezygnowałem. Ale on nie zrezygnował.
Na jego piersi, pomiędzy włosami, kiwał się w rytm jazdy medalion z po-
stacią kobiety. Ubrana była w niebieski szal ze złotymi naszywkami. Jej twarz
pełna była bólu, ale takiego do zniesienia. Jak gdyby spalił jej się czulent.
– To jest matka Jezusa, Maryja, matka Pana naszego, Jezusa.
Spytałem Wojciecha:
– Jeżeli ona jest żoną Boga, to dlaczego oni się rozwiedli?
W odpowiedzi dostałem takiego szturchańca, że zaparło mi dech.
– A teraz to już rozumiesz? – spytał mnie zwycięskim tonem Wojciech.
Przytaknąłem głową, ale przyrzekłem sobie nie wtrącać się więcej do spraw
rodzinnych Boga.
Udawałem, że śpię. Czułem, że wszystko, co związane z Bogiem, pachnie
podbitym okiem albo złamaną ręką. Jak mi to kiedyś objaśnił reb Baruch:
„Wszystko przychodzi od Boga”.
Po dwóch stronach wozu, na wiązkach paszy, stały dwa worki jęczmie-
nia. Oparłem głowę o jeden z nich. Chciałem uciec od Wojciecha, ale nie
zrezygnował.
– Hej, Żydzie, nie śpij! – strofował mnie i dalej objaśniał: – Jak Pan nasz
opuścił Ojca swego, zszedł z nieba, by ocalić ludzkość, Żydzi go ukrzyżowali.
Gdyby nie to, wszyscy żylibyśmy dzisiaj jak w raju. Rozumiesz? Wszystkiemu
winni są Żydzi!
– Przecież ja tego nie zrobiłem, byłem wtedy jeszcze dzieckiem!
– To prawda – odpowiedział zmieszany Wojciech – ale to nieważne,
wszyscy jesteście złodzieje! – Abym to lepiej zrozumiał, znów oberwałem
szturchańca. – A teraz złaź z wozu albo cię zabiję!
Błyskawicznie wybrałem tę pierwszą ewentualność.
Po paru chwilach zatrzymała się koło mnie, straszliwie zgrzytając, inna 55